Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Prev Previous Post   Next Post Next
stare 07.06.2008, 19:42   #1
scarlett
 
Avatar scarlett
 
Zarejestrowany: 05.02.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 286
Reputacja: 10
Domyślnie Company

Witam
Chcę wam przedstawić moje drugie fs na tym forum. To będzie jednak całkowicie odmienne i szczerze mówiąc nie wiem, czy przemówi do dużej ilości osób. Jest mozna powiedzieć całkowicie inne od tych prezentowanych tutaj
Ale co będę gadać, zoabczcie sami. A nuż się komus spodoba




-------------------------------------------------------


I


Leżał nieruchomo już od kilku dni. Na pierwszy rzut oka można by uznać, że nie żyje, jednak po dokładniejszej obserwacji, wyraźnie można dostrzec jego miarowo opadającą i unoszącą się klatkę piersiową. Z drugiej strony, trzeba było by być głuchym, żeby nie usłyszeć głośnego pikania elektrokardiogramu.
Kobieta w stroju pielęgniarki odgarnęła włosy ze zmęczonych oczu. Ostatnio prawie w ogóle nie spała, nic więc dziwnego, że nie mogła usiedzieć na twardym krześle, które mimo wszystko było wygodne niczym wielkie łóżko z mnóstwem puchowych poduszek. Próbując utrzymać coraz bardziej uciekającą przytomność, spojrzała na zegarek. Wpół do dziewiątej. Że też to wszystko musiało spaść na nią. Zdecydowanie wolała wykonywać inną pracę, z pozoru o wiele cięższą, jednak ciągłe gapienie się na nieprzytomnego faceta było ponad jej siły.
Spojrzała na jego twarz. Znała ją już niemal na pamięć. Najgorsze, że nawet gdy zamykała oczy, nie mogła pozbyć się tego widoku. Już miała odwrócić wzrok, kiedy jej wyczulone zmysły wychwyciły coś dziwnego. Spędziła tu tyle czasu, była więc pewno, że jej się nie przewidziało.
Carol powoli podeszła do łóżka, na którym leżał. Przez kilka długich sekund oboje trwali w swoich zastygłych pozach. To, co stało się chwilę potem sprawiło, że nieomal podskoczyła. Młody mężczyzna powoli uniósł powieki, odsłaniając swoje… czerwone tęczówki. Mimo, że była na to przygotowana, człowiek z czerwonymi oczami budził w niej mieszane uczucia.


Zamrugał kilka razy, aż w końcu odzyskał ostrość widzenia. Ani to miejsce, ani stojąca nad nim kobieta nie były mu znane. Co tu się dzieje?
-Gdzie…-wyszeptał, jednak głos uwiązł mu w gardle.
-Proszę nic nie mówić – odpowiedziała pospiesznie pielęgniarka.
Dziwny pacjent zaczął się podnosić, jednak dłonie owej kobiety, jak i nagłe uczucie bólu ogarniającego całe ciało, z powrotem ułożyły go w pozycji leżącej.
-Zawołam zaraz szefa i lekarza – rzekła poprawiając pościel – Proszę chwilę poczekać, za moment wracam.
Zdezorientowany blondyn zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Bez wątpienia musiała to być jedna ze szpitalnych sal. Tylko jak on się tutaj znalazł? Cały czas o tym myślał, jednak nic nie przychodziło mu do głowy. Właściwie, to czuł wielką pustkę. Doskonale wiedział, jak się nazywa, gdzie mieszka, czym się zajmuje, ale za nic w świecie nie mógł sobie przypomnieć, co stało się przed tym, jak się tu znalazł. Miał nadzieję, że ludzie, którzy mają za chwilę się tu zjawić, wszystko mu wyjaśnią.
W tak zwanym międzyczasie postanowił sprawdzić, co tak w ogóle mu dolega. Wydawało się, że oprócz pulsującego bólu w czaszce i owiniętej bandażami dolnej części brzucha, wszystko jest w porządku. Akurat skończył pośpieszne oględziny własnego ciała, kiedy do pomieszczenia wróciła długowłosa pielęgniarka w towarzystwie dwóch mężczyzn. Patrząc wprost na blondyna podeszli do szpitalnego łóżka. Po chwili milczenia odezwał się niższy z nich.
-Nazywam się Alan Thomas, a to jest –wskazał gestem na siwowłosego towarzysza - doktor Flame. Carol już znasz.


-Gdzie my jesteśmy? – blondyn ponowił swe wcześniejsze pytanie.
-W szpitalu, panie…
-Preston, John Preston. Domyślam się, że to szpital, ale nie mam pojęcia skąd się tu wziąłem.
Dotąd milczący lekarz szepnął coś do ucha drugiemu mężczyźnie.
-Nie pamięta pan?
-Nic.
-Tego się obawiałem – rzekł doktor, niewiadomo czy do kogoś, czy do siebie.
-Może to i lepiej, że nic nie pamięta – wtrąciła Carol.
-Cicho bądź! – zbeształ ją Thomas.
-Nie chciałbym przeszkadzać w rozmowie, ale czy mogę dowiedzieć się, o co w tym wszystkim w ogóle chodzi? – dopytywał się zdezorientowany pacjent.
-Teraz proszę odpoczywać, później porozmawiamy – odpowiedział rzeczowym tonem mężczyzna z wąsikiem.
-No ale ja…
-Jak wróci ci pamięć, daj znać. Do zobaczenia.
Obydwaj mężczyźni zaczęli kierować się do wyjścia. Pielęgniarka spojrzała na Johna, bezradnie wzruszyła ramionami i również opuściła pomieszczenie, zostawiając go samego z mnóstwem niedopowiedzeń.


-Co chce pan z nim zrobić? – spytał doktor Flame zasiadając za biurkiem.
-To zależy, co pan o tym wszystkim sądzi – odparł ciemnowłosy mężczyzna.
Lekarz wpatrywał się przez kilka chwil w ekran stojącego na blacie monitora, ukradkiem spoglądając na szefa. W końcu zebrał wszystkie myśli.


-Myślę, że dopóki nie odzyska pamięci, jest całkowicie nieszkodliwy. Jeśli ten chwilowy zanik ustąpi…Mogą zacząć się kłopoty. Świadomy, czy nie, będzie zagrożeniem nie tylko dla innych, ale też dla siebie.
-Zastanawiam się…Jak to możliwe, że nie zaleźliśmy go wcześniej? Musiał rozwalić pół miasta żebyśmy w końcu natrafili na jego trop. A właśnie, jak tam Max?
Doktor odpowiedział jedynie milczeniem, wymownie patrząc w sufit.
-Rozumiem – odpowiedział szef, a kąciki jego ust wygięły się w ironicznym uśmiechu – Wracając do tematu… Skoro to wszystko może się skończyć w taki sposób, musimy trzymać go jak najbliżej siebie.
-Co ma pan na myśli?


-Nie krępuj się, chodźmy – Thomas ponaglał rozglądającego się na boki Johna.
-Wciąż nie rozumiem wielu rzeczy – odparł podążając tuż obok mężczyzny.
-To, co za chwilę zobaczysz, przybliży ci to i owo…
Szef nacisnął na klamkę wielkich drewnianych drzwi i zdecydowanym ruchem otworzył je przed młodym towarzyszem. Ich oczom ukazało się duże pomieszczenie z kilkunastoma komputerami, a przy większości z nich pracowali ludzie.
-Co to za miejsce? – spytał John, któremu wbrew zapewnieniom Thomasa nic a nic się nie wyjaśniło.
-Nazywamy to CI.
-CI?
Centrum Informacji. Nasi ludzie sprawdzają tu wiadomości ze świata, kontaktują się z jakimiś vipami i tak dalej… W sumie ciebie nie musi to za dużo interesować.
-Po co to wszystko?
-Jak to, po co? Skądś chyba musimy wiedzieć, dokąd was wysyłać.


Równym krokiem szli dalej, mijając kolejne stanowiska. Zatrzymali się przy biurku znajdującym się najbliżej wielkiej przeszklonej ściany. Siedząca przy nim blondynka, zobaczywszy stojącego obok szefa, czym prędzej zakończyła ożywioną rozmowę ze swoją koleżanką zajmującą fotel tuż za nią.
-To Victoria White – Thomas przedstawił ową kobietę – Od jakiegoś czasu jest moją sekretarką.
-Cześć – uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę ku Johnowi.
-Eee, witaj… John Preston.
-Wiem – rozbawiona kobieta pokazała mu w komputerze dotąd zminimalizowany dokument. Jego oczom ukazało się zdjęcie, które zrobiono mu zaledwie kilka dni temu oraz jego dane.
-Na wszystkich tutaj coś macie? – wymruczał pod nosem nieco zirytowany.
Jeśli ktoś usłyszał jego słowa, nie dał po sobie tego poznać.

Pożegnali się z dziewczyną, która czym prędzej powróciła do przerwanej wcześniej rozmowy, ani trochę niewiążącej się z jej pracą i ruszyli w stronę przeszkolonego pomieszczenia.
-Będziesz ich kolejną ofiarą – zaśmiał się Thomas.
Po chwili wpuścił blondyna do pokoju, który nazwał swoim gabinetem. Szef żwawym krokiem podszedł do swego biurka, cały czas grzebiąc w kieszeni marynarki. Już miał usiąść na swoim fotelu, kiedy w porę podniósł wzrok.
-Max! – krzyknął głosem pełnym nienawiści – Złaź natychmiast z mojego miejsca!


-Pana też miło widzieć – odpowiedział czarnowłosy mężczyzna, wygodnie wylegujący się na krześle Thomasa.
-Dobra, dobra… Ale wiesz, że tego nienawidzę. Poczekaj chwilę na zewnątrz, mam teraz inne sprawy do załatwienia. Victoria na pewno ucieszy się z twojego towarzystwa.
Wcale niezachęcony tymi słowami Max opuścił fotel.
-Bez obaw. Nie mam zamiaru przebywać w jednym pomieszczeniu z tym albinosem – rzekł, powoli mierząc wzrokiem Johna.
-Ej! – oburzył się blondyn – Wcale nie jestem żadnym albinosem! Myślisz, że jak masz tatuaże i farbowane dredy to już jesteś fajny?
-Do tego farbowany albinos – skwitował ponuro Max, poprawiając zamek od kamizelki.
-Jak dzieci… - zaśmiał się okularnik i rozłożył się na kanapie.
Podczas, gdy on siadał, jego dwaj podopieczni nie próżnowali. Raz po raz z ust któregoś z nich leciały kolejne obelgi. Z drugiej strony mógł powiedzieć, że jest dumny z Maxa. Ostatnim razem, jak do Firmy dołączył nowy egzorcysta, ich powitanie zaowocowało roztrzaskaniem mu szyby i pomieszaniem ton papierów. Jakby bez tego miał z nimi mało problemów. Z przyklejonym do twarzy uśmiechem powrócił do obserwacji.


-Będę na zewnątrz – oznajmił Max Berry, najwyraźniej znudzony kłótnią.
-Nie zapomnij kupić sobie nowego ubrania… To za bardzo opina ci tyłek! – zawołał za nim John.
-Poczekaj, jak zobaczysz swoje… - Max śmiejąc się wyszedł z gabinetu.

Chwilę potem Thomas wstał i przeniósł się na swój fotel przy biurku, które całe zawalone było papierami i innymi rzeczami.
-Masz szczęście, że Max był dziś w dobrym humorze – odezwał się zza góry dokumentów, która pod wpływem jego ruchów runęła na ziemię.
-Jeśli to był dobry humor… - odpowiedział zrezygnowany John i opadł na kanapę.
-Zostawmy to. W końcu przyszliśmy tu w sprawie twojej pracy. Skoro zostałeś naszym nowym egzorcystą, to…
-Ja?! – John przerwał przemowę Thomasa wpół słowa - Przecież mówił pan, że trzeba mieć do tego jakieś predyspozycje czy umiejętności. Nie zauważyłem, żebym miał coś z tego… Poza tym nie urodziłem się z żadnymi dziwnymi znakami, więc odpadam. Posiedzę sobie tutaj za biurkiem, tak na początek, co? Może w tym czasie uaktywni się ta moja super moc.
Szef był wyraźnie pod wrażeniem oświadczenia Prestona i przez chwilę zastanawiał się, co odpowiedzieć. W końcu ten dzieciak miał trochę racji.
-Po prostu znaki na twoim ciele są… jeszcze niewidoczne – odparł przeciągając każdą sylabę – Czasem tak się dzieje. Ale wierz mi, jesteś jak najbardziej odpowiednią osobą do tej roboty.
Te słowa wcale nie przekonały Johna, nie miał jednak już żadnych argumentów.
-To co niby mam robić? – spytał, patrząc wprost na szefa.
-Właśnie miałem o tym mówić. Na początek pojedziesz do Afryki. Ksiądz z katolickiego kościoła zawiadomił nas o pewnych niepokojących zjawiskach.


-Co?! Przecież ja nawet nie wiem, jak wygląda ten cały wampir!
-Ile razy mam ci powtarzać? – Thomas spojrzał na niego wzrokiem nauczyciela karcącego swojego ucznia – Na pierwszy rzut oka nie różnią się od ludzi kompletnie niczym. Dopiero jak poczują… - szef Firmy szukał odpowiedniego słowa – …głód, możesz zobaczyć pewne różnice.
-Czyli?
-No na przykład zęby… pojedziesz do Konga, znajdziesz i zabijesz wampira, który do tej pory zaatakował 3 kobiety. Co dziwniejsze, wszystkie nie żyją.
-Nie żyją? Myślałem, że od ugryzienia wampira nie można zginąć – zdziwił się John.
-Teoretycznie. Jeśli wampir wyssie z człowieka całą krew, ten umiera. No i wampir musi ssać krew bez przerwy.
-Świetnie, będę miał pierwszy raz z wampirem-alkoholikiem… Ile mu to zajmuje?
-Nie wiemy dokładnie, ale podejrzewam, że kilka godzin. Nie chcę też burzyć twojej opinii o wampirach, ale wiedz, że większość nich ma na celu doprowadzić człowieka do śmierci – odpowiedział Thomas.
-Dobra, a niby jak ja mam go zabić?
-Szczerze mówiąc, nie wiem.
Blondyn spojrzał osłupiałym wzrokiem na Thomasa.
-Jak to pan nie wie? Mam jechać i liczyć na szczęście?!
-No… coś w tym rodzaju. Nie martw się, nie będziesz w końcu sam. Musimy poczekać, aż… odkryjesz swoje możliwości.
-Profesjonaliści... Te wszystkie wasze testy i badania… Nic nie wykazało, że jestem jakiś wyjątkowy. Nie mam pojęcia, na co liczycie.
Nawet nie wiedział, jak bardzo się myli. Thomas jednak wolał mu tego nie uzmysławiać.
-Na cud… - szepnął cicho i podszedł do jednej z szafek i zaczął w niej gorączkowo czegoś szukać.
Następne kilka minut spędził na wyrzucaniu z jej wnętrza rozmaitych rzeczy, które jeszcze bardziej zaśmiecały i tak już niezbyt czyste pomieszczenie. W końcu tryumfalnie stanął na nogi, trzymając jakiś szary pakunek.
-Co to jest? – zapytał John, dotąd rozglądający się po gabinecie.
-To dla ciebie – szef odpowiedział pokasłując – Wybacz, mam alergię na kurz…


-Nie szkodzi. Mogę wiedzieć, co jest w środku?
-Twój nowy strój. Mundur, można powiedzieć…
-Nie! – krzyknął blondyn, gwałtownie się cofając – Nie nałożę na siebie czegoś takiego jak tamten idiota!
-Nie bój się – uspokoił go Thomas – Nie jest takie samo. Na pewno ci się spodoba.
-Nie mogę po prostu ubrać tego, co chcę? – spytał z nutą nadziei w głosie, jednak owa nadzieja znikła, gdy tylko szef wepchnął mu szarą torbę wprost w ramiona.
-Wampir musi wiedzieć, z kim ma do czynienia – wyjaśnił Thomas, siadając na swym obrotowym fotelu – Wszyscy nasi egzorcyści noszą podobne stroje, przyciągają tym do siebie co groźniejsze wampiry, które chcą się ich pozbyć.
-Mówiąc w skrócie, to mam być przynętą, tak?
-Nie dramatyzuj, chłopcze. Wróć na razie do domu i jutro z samego rana masz się tu zjawić.
-Do domu? – zdziwił się.
-Nie mieszkasz sam, co?
-Nie. Ale co z tego?
-Musisz chyba wymyślić jakąś bajeczkę, czemu cię tyle nie było i czemu znów znikasz…


To wszystko było odległe, nierealne. Gdy tylko znalazł się powrotem w mieście poczuł się, jakby pochodził z całkiem innej rzeczywistości. Spojrzał na twarze mijających go ludzi. Roześmiane, pełne pośpiechu, smutne, rozzłoszczone… Ale czy któreś z nich miało pojęcie o istnieniu wampirów? Żyli nieświadomi tego, co się dzieje. Tak jak on przez te ostatnie dwadzieścia lat. Czy teraz będzie lepiej?
Dodarł wreszcie do drzwi. Zaczął szukać w kieszeni klucza, jednak po chwili przypomniał sobie, że to nie jego spodnie. A, co najgorsze, nadal nie wymyślił nic na swoje usprawiedliwienie! Był pewien, że Kate go zabije. W końcu zebrał się na odwagę i zapukał. W czasie, gdy czekał na otwarcie drzwi, przechodziły mu przez głowę miliony pomysłów, jednak każdy był gorszy od poprzedniego. Na jego nieszczęście nie czekał jednak zbyt długo. Już po kilku sekundach drzwi otworzyła jego…
-John! – krzyknęła jasnowłosa kobieta i rzuciła mu się na szyję – Stęskniłam się za tobą.
Przez chwilę stał osłupiały, nie wiedząc, co powiedzieć.
-Eee… Cześć mamo…
-Kate powiedziała mi, że byłeś z kolegami w Europie! Musisz mi opowiedzieć, jak tam teraz wygląda – uśmiechnięta matka wciąż ściskała swojego jedynego syna.


-Gdzie byłem? – zdziwił się i spojrzał na siedzącą na kanapie Kate. Widocznie to ona wymyśliła tą historyjkę, żeby nie martwić matki. Jak zawsze ratowała mu tyłek. Ale i tak mu się od niej oberwie – Znaczy… Tak. Później opowiem. Na razie pójdę na górę.
Unikając spojrzenia obu kobiet, w obawie, że za chwilę któraś z nich zamieni się w wampira i wyssie z niego całą krew, pospiesznie wbiegł po schodach na piętro. Spojrzał na znajomy korytarzyk i po chwili zniknął w jednym z pokoi.
Rzucił szarą torbę w kąt, a sam opadł na sofę. Nagle w głowie pojawiła mu się pewna myśl. Czemu miałby rezygnować z całego życia i uganiać się za jakimiś potworami!? Może fakt, że Thomas pozwolił mu wrócić do domu, to czas na decyzję? Podszedł do szafy i postanowił odwiesić nowe ubranie. Tak bardzo zatopił się we własnych myślach, że nie zauważył jak uchylają się drzwi i ktoś wchodzi do środka.


Uświadomił sobie to dopiero, kiedy otrzymał potężny cios w głowę.
-Jak śmiesz mnie atakować od tyłu! – wrzasnął, zrywając się na nogi.
-Po tym, co zrobiłam dla ciebie, jeszcze się na mnie drzesz? Idiota! – odpowiedziała mu rozwścieczona Kate.
-Nie musiałaś się fatygować, sam bym sobie poradził.
-Właśnie widziałam. Szkoda, że nie mogłeś wydusić z siebie ani słowa.
Chłopak spojrzał wprost na jej twarz. Jej oczy wcale nie wyrażały nienawiści. Zobaczył w nich po prostu troskę i ulgę.
-Przepraszam – szepnął cicho – Wiesz, że nie chciałem, żeby to się tak skończyło.
-Tylko nie próbuj teraz wzbudzać we mnie litości. Nadal jestem na ciebie wściekła. Więc odpowiedz mi, gdzie byłeś i czemu mi nie powiedziałeś, że nie będzie cię aż tak długo!?
-To moja sprawa.
-Nieprawda.
-Czemu ty zawsze musisz się wtrącać?
-Bo, jakbyś zapomniał, mieszkamy razem i jestem twoją siostrą!
-Więc nie musisz zachowywać się jak moja matka!
-Coś się stało? – spytała Maria, która zwabiona krzykami przyszła skontrolować sytuację – Oboje jesteście już dorośli, a zachowujecie się jak dzieci.
-To ona zaczęła – poskarżył się John.
Matka rodzeństwa wybuchła śmiechem. Nagle poczuła się, jakby czas cofnął się o dziesięć lat.


-Gdzie ty znowu znikasz!? – Kate w ostatniej chwili chwyciła za koszulę Johna, wychodzącego po cichu z domu – Myślisz, że jak nie patrzę, to wszystko ci wolno?
-Proszę cię, uspokój się – odpowiedział pogodnie, nawet na nią nie patrząc – Przecież wrócę, tak jak ostatnio.
-Ale czy ty naprawdę nie rozumiesz, jak ja się martwiłam? – spytała mając łzy w oczach – Coś jest nie tak. Nie jesteś sobą. Zostań.
- Do zobaczenia – odwrócił głowę w jej stronę i uśmiechnął się.
Kate stała sparaliżowana złością i zdziwieniem. Odkąd pamiętała, jej brat nigdy nie zachowywał się w ten sposób. Za wszelką cenę musiała mu pomóc. W końcu to jej obowiązek, jako starszej siostry. Niestety on tego nie potrafił docenić. Wykorzystując moment, w którym trwała w bezruchu na ganku, on po prostu uciekł! Szedł chodnikiem szybkim krokiem i nawet nie raczył się odwrócić.


-Poczekaj! – krzyknęła Kate, zbiegając po schodkach – Stój, ty ostatni idioto!
Jednak John ani myślał jej posłuchać. Podjął już decyzję. Nie mógł wiedzieć, czy będzie ona dla niego dobra, czy wprost przeciwnie. Może przekonała go chłopięca pogoń za przygodami? Cokolwiek by to nie było, od dziś jego życie na pewno nigdy nie będzie już takie samo.

Ostatnio edytowane przez scarlett : 08.11.2008 - 23:42
scarlett jest offline   Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
 

Tagi
company, firma, wampir


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 05:10.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023