Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 09.08.2023, 20:38   #1
Człowiek w zielonych rajtuzach
 
Avatar Człowiek w zielonych rajtuzach
 
Zarejestrowany: 30.10.2005
Skąd: Katowice
Wiek: 35
Płeć: Kobieta
Postów: 3,456
Reputacja: 17
Domyślnie Odp: Helena Wiktoria

Cytat:
Napisał Paździoch Menda Złośliwa Zobacz post
Szlajfki i Kusiki już na półce mam, kaj reszta

29 sierpnia trzeci tom ląduje w internecie, w przyszłym roku na papier.
Człowiek w zielonych rajtuzach jest offline   Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 24.07.2007, 16:46   #2
Kasiunia14lat
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Helena Wiktoria

Cytat:
Napisał konrad2310
Ten odcinek podobał mi się nawet bardziej niż te w poprzedniej części. może dlatego że miłosne zawirowania nastoletniego artura już mnie znudziły? Bardzo się cieszę że bohater nareszcie rozpoczął dorosłe życie co napewno (mam nadzieje) zaowocuje nowymi nieprzewidywalnymi zwrotami akcji. Ale czy mamy szansę zobaczyć w twoim fotostory chociaż kawałek wartkiej akcji, opisów takich że przelatuje się wzrokiem po literach z prędkością światła? bo mi trochę takich brakuje. ale cóż mogę powiedzieć innego... poprostu najlepsze fotostory na forum i jak narazie nic nie zapowiada zmiany w rankingu.


Kasiuniu- Każdy ma swoje ulubione fotostory, a publiczne porównywanie które jest lepsze, może ranić innych twórców. Jeżeli mam coś do powiedzenia o danym opowiadaniu, to mówie to w temacie w którym jest ono zamieszczone. poza tym jest jeszcze temat "moje ulubione fotostory" gdzie jest miejsce na takie posty jak ten powyżej. chyba brakuje ci pomysłów na kolejne wiadomości, w których przesadnie zachwycasz się "heleną wiktorią". twoją opinię już znamy, a branie sobie za punkt honoru komentowanie każdego odcinka jest dla mnie zwykłym nabijaniem.
Wydaje mi się, że krytyka jest czymś ważnym dla każdego twórcy. Mam prawo wypowiadać się I to była właśnie moja wypowiedź. A temat "Moje ulubione fotostory" już dawno odwiedziłam i tam także zostawiłam po sobie ślad, i swoją opinię. A pomysłów mi nie brakuje Nie musisz się martwić ) Czyżbym zachwycała się "przesadnie" jak to nazwałeś? Może lepiej będzie, gdy każdy zajmie się sobą. A pozatym to mogłeś mi drogi Konradzie napisać w wiadomości prywatnej. Skoro znasz moją opinię, jestem bardzo zadowolona. Mimo to, każdy odcinek jest inny, i czy to się tobie podoba czy nie, mam zamiar je komentować. Poza tym nie jestem jedyną osobą, która komentuje każdy rozdział. Dla mnie to fotostory, jest czymś, co warte jest pochwały, w pełni zasłużonej pochwały. A jego autorka, za trud pracy, i serce włożone w wykonanie "Heleny Wiktorii", myślę powinna otrzymywać jak najwięcej gratulacji, jak i uwag co zaowocuje w jej dalszym życiu. Każdy ma swoje zdanie, doskonale to rozumiem. Ale pozwolisz, że będę robić tak jak do tej pory, i dalej skrupulatnie zamierzam komentować, czasami krytykować, czasami pochwalać, każdy odcinek tego jakże świetnego fotostory. Myślę, że to dzieło zasłużyło sobie na to, abyś jego tytuł pisał wielką literą. Chyba, że nie masz shifta na klawiaturze... :/
Na drugi raz, stawiaj jednak wielkie litery. Tak się wygodniej czyta, i wygląda to schludniej To taka mała uwaga. Mam jednak nadzieję, że drugiego razu nie będzie, i że po raz kolejny nie będę musiała tłumaczyć się z czegoś z czego nie powinnam. I dla twojej wiadomości: nie nabijam sobie postów. Mam tylko ulubione fotostory i tylko je komentuję, przy KAŻDYM odcinku. To forum jest dla każdego, każdy ma prawo się wypowiadać. Ja się nie zmienię, tych, którzy sobie według mnie na to zasłużyli, będę nagradzać brawami, ale i ganić szczerą prawdą. Taka już jestem. Trzeba mnie zaakceptować. Myślę, że porównywanie kilku fotostory, jest czymś odpowiednim. Pozwala dopracować pewne rzeczy i sprawdzić jak wiele brakuje to ideału. Trzeba być odpornym na prawdę, choć czasami jest tak, że ona boli, po prostu boli. Dlatego uważam, że fragment mojej poprzedniej wypowiedzi był na miejscu. Tak jak wszystkie kometarze w tym temacie, i nie tylko tym. Ktoś, kto podejmuje się napisanie fotostory jest w pełni świadom, a przynajmniej powinien być, że ludzie będą jego fotostory porównywać z innym. I czy to będzie robione w jego temacie, czy w sąsiednim nie ma dla mnie różnicy. Tak czy inaczej będzie ono porównywane publicznie.
Pozdrawiam
Kasia

EDIT: Do tej pory, nikt nie zwrócił mi uwagi, widocznie nie było potrzeby. Myślę, że nadal jej nie ma, ponieważ od początku mojej obecności, na tym forum jestem taka sama

EDIT 2: O nabijanie postów, można oskarżyć tą osobę, która zamiast edytować post, pisze pod nim następny. Moje wypowiedzi, zawsze są szczere, a nie pisane od tak jedno czy dwa zdania. Znam wagę słów i wiem co piszę. Honor to moja prywatna sprawa, i nie życzę sobie więcej takich uwag, bezpodstawnie pisanych uwag. Panna N, w pełni zasłużyła sobie na gratulację, a ja jako czytelniczka tego fotostory mam prawo je składać
A ja zgodnie z twoim "dopiskiem" nie będę przejmować się tym co o mnie sądzisz, bo mnie nie znasz Ktoś powiedział, nie oceniaj ludzi zbyt pochopnie, i to zdanie idealnie do Ciebie pasuje.

Ostatnio edytowane przez Kasiunia14lat : 24.07.2007 - 16:55 Powód: dopisek
  Odpowiedź z Cytatem
stare 24.07.2007, 17:05   #3
Libby
Administrator
 
Avatar Libby
 
Zarejestrowany: 17.01.2006
Skąd: z kabiny F-14 Tomcat
Płeć: Kobieta
Postów: 3,862
Reputacja: 15
Domyślnie Odp: Helena Wiktoria

Panno N, piękny odcinek. Jak zawsze piękne zdjęcia. Podoba mi sę także treść.
Na szczęście mimo, że Artur rozpoczął kolejny etap swojego życia, nie rozstajemy się z Teresą i Heleną Wiktorią . Ciekawa jestem, co dziewczynka napisała w liście.
Pozdrawiam i czekam na więcej.
Libby jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 24.07.2007, 20:56   #4
Nasti
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Helena Wiktoria

Po prostu cudo Już nie mogę doczekać się następnego odcinka, bo jestem bardzo ciekawa co Helena Wiktoria napisała w liście do Artura :shifty:
  Odpowiedź z Cytatem
stare 30.07.2007, 15:18   #5
Kasiunia14lat
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Helena Wiktoria

Cytat:
Napisał konrad2310
Misti, wiek można ocenić przez to jak ktoś się zachowuje na forum, co pisze i pokazuje (np. domy, fs). Ja szczerze oceniałem Cię na 9 lat.
Zgadzam się z Nasti.

Tak jakoś... pusto... w sercach naszych... gdy... nowy odcinek "Heleny Wiktorii"... możemy sobie tylko wyobrazić...
Heh Konrad Jaka rymowanka Mi też bardzo brakuje "Heleny Wiktorii"... Kiedy kolejny odcinek? A co do Misti, to uważam, że nie ma sensu się nią przejmować. Jeśli jej się nie podoba fotostory, to po co je komentuje? Rozumiem, gdyby napisała co jej się nie podoba, co Panna N, ma poprawić, ale tutaj nie ma błędów, to tylko rzecz gustu... Chociaż coś profesjonalnego, raczej nie może się nie podobać... Wygląda mi to raczej na nabijanie postów... :/
Pozdrawiam
Kasia
  Odpowiedź z Cytatem
stare 07.09.2007, 12:48   #6
Człowiek w zielonych rajtuzach
 
Avatar Człowiek w zielonych rajtuzach
 
Zarejestrowany: 30.10.2005
Skąd: Katowice
Wiek: 35
Płeć: Kobieta
Postów: 3,456
Reputacja: 17
Domyślnie Odp: Helena Wiktoria

V

Nie pamiętam, co czułem wchodząc ponownie do wielkiego mieszkania państwa Gespenst. Może strach? Może podejrzenia? Nie wiem. Jedyne, z czego zdawałem sobie wtedy sprawę to to, że uciec nie mogłem. A jeśli…? Jeśli tylko mi się tak wydawało?
W salonie było strasznie gorąco, lecz z czystej grzeczności nie zdjąłem marynarki. Pociłem się straszliwie, bałem się, że na mej twarzy pojawią się małe, liczne kropelki wody. Pamiętam, jak pan Gespenst przyglądał mi się uważnie, z lekkim uśmiechem na ustach. Siedział naprzeciw mnie, w głębokim fotelu. Przez dłuższą chwilę milczał – tylko się we mnie wpatrywał.
- Wiesz, nawet przez chwilkę zwątpiłem, że przyjdziesz! – Zaśmiał się w końcu. – Zwątpienie! Ja nie często się waham! To oznacza, żeś bardzo ciekawy człowiek jest. Sprawiasz, ze się nad takimi błahostkami zastanawiam.
Nie lubiłem jego sposobu mówienia. Był pełen kpiny, sztuczny, jakby na siłę starał się wypowiadać mądrze, składnie. Ale zdawałem siebie sprawę, ze ten człowiek może przede mną grać. Znałem go niedługi czas a nie potrafiłem oprzeć się wrażeniu, że nie jest tym, za kogo się podaje.
- Cóż, może przejdźmy do rzeczy. – Mężczyzna położył na stoliku przede mną wielką księgę. – Chyba domyślasz się, co to jest?
Szczerze mówiąc, nie miałem wtedy pojęcia. Teraz wiem, iż był to spis wszystkich lokatorów, klientów, klientów przede wszystkim, dłużników Gespensta. Moim zadaniem zatem było przestudiowanie tego wszystkiego, spisanie nazwisk tych, którzy są winni miesięczny czy też kwartalny czynsz i upomnienie tych ludzi. Z pozoru łatwe zadanie. Jednak Gespenst zaznaczył, ze nie ma miejsca na żadną pomyłkę.
- Czytaj uważnie wszystkie daty! – Mówił, gdy zabierałem księgę – Liczby, sumy… chyba jesteś dobry z matematyki.
Przytaknąłem.
- Nie musisz robić wielkich obliczeń. Po prostu sprawdź, kto jest winny, ile, czy spłacił odpowiednią sumę z poprzedniego czynszu… Owszem, jest to nieco zaniedbane. Ale jak się z tym uporasz dzisiaj, to nie będziesz musiał tak często do tego wracać!
I ponownie się zaśmiał.
- Dobrze, na początku musze cię mieć na oku, wybacz. Gabinet mojej żony jest pusty. Możesz tam zająć się pracą.
Weszliśmy do małego, acz nie ciasnego pokoiku. Był on w jasnych barwach, z wielkim oknem. Takim, jakie się widuje w sypialniach małych dziewczynek. Usiadłem przy sekretarzyku, położyłem na nim delikatnie książkę. Bałem się, że nawet samym oddechem mogę coś zniszczyć, zabrudzić. Wszystko w tym pokoju było takie czyste, dokładne.
- Będę w swoim gabinecie… jakbyś czegoś potrzebował, możesz zawołać służącą. – Powiedział Gespenst wychodząc z pokoju.
Gdy zostałem sam, rozejrzałem się jeszcze raz dookoła. Wziąłem głęboki oddech, siedziałem parę chwil bez ruchu. A może to wiele minut tak minęło? W końcu otworzyłem księgę, do ręki wziąłem wieczne pióro i kilka kartek czystego, kremowego papieru. Jednak cos nie dawało mi się skupić, nie potrafiłem zebrać myśli i wziąć się do pracy.
Może to był jakiś sprawdzian? Gdzieś przecież musiał tkwić haczyk! Nikt normalny nie bierze człowieka z ulicy do takiej pracy. Coś musiało się za tym kryć.
Lecz od spiskowych myśli oderwała mnie pewna książka ułożona niedbale na półeczce w sekretarzyku. Wydawało się jakby ktoś niedawno z niej korzystał i od niechcenia położył na miejsce. Sięgnąłem po nią.
Pamiętnik.
Nie wiem, co mnie wtedy podkusiło, by go otworzyć.
Był podpisany imieniem i nazwiskiem żony Gespenst’a. Był także rok i, co dziwne, aktualny adres. Po co? Tak jakby się bała, że zgubi go na ulicy. Jeszcze moment się wahałem, ale w końcu otworzyłem na przypadkowej dacie. W dodatku była to luźna już kartka, która za moment wypadła z zeszytu. Zachowałem ten wpis. Po co? Po prostu czułem, że może się przydać. Dużo ryzykowałem, przecież pamiętnik kobiety to coś tak drogocennego dla niej jak dom, biżuteria czy dzieci.



18 lipca 18XX

Kolejny bardzo upalny dzień upływający przy nudnych, codziennych czynnościach. Powoli zaczynam żyć tą monotonią. A to przecież tylko parę dni w wiejskiej posiadłości! Ale ileś można siedzieć w altance popijając kolejną herbatkę ze starszymi damami, czy wyszywać kwiaty na chusteczkach. Chrystiana nie ma całymi dniami, wyjeżdża o świecie, wraca wieczorami. Tak właściwie, to dobrze, że go nie widuję. W końcu mogę odpocząć od tego irytującego śmiechu, ironii w jego głosie. Nie obchodzi mnie nawet to, czy między kolejnymi polowaniami i wycieczkami jeździ do kochanki czy dziewczyn z domu publicznego. Nawet nie napawa mnie już obrzydzenie na tą myśl, wszak nie muszę go dotykać, z nim spać czy z nim rozmawiać. To tylko mój mąż. Jestem jego dodatkiem do życia, czysta formalnością. Chociaż, czasami, gdy długo go nie ma przy mnie, to czuję zakłopotanie i zmieszanie. Jak mała dziewczynka, nie umiejąca odnaleźć dobrej drogi do domu, musze się głupio uśmiechać by się nie rozpłakać. I znosił sztuczne uprzejmości starszych pań pytających mnie o samopoczucie. I w tych momentach wolałabym spędzić milczące popołudnie z Chrystianem.



Bo tak zazwyczaj mija nam czas. Na milczeniu. Może, dlatego też, gdy mamy gości, Chrystianowi nie można zamknąć ust. Musi nadrobić zaległości. Chyba czuję się nieco winna. Lecz, o czym ja mogę z nim rozmawiać? O tym, że mam dosyć ciągłego zmieniania domu, tych wielu lat życia w klatce? Dla niego to trwa chwilę, dla mnie – wieki. On się świetnie bawi, ja umieram w tej ciągłej nudzie. Nudzie? Tak, bo cóż mi z życia pozostało? To, co zrobić chciałam już zrobiłam, mam tego, co potrzebuję, a nawet więcej! To takie…samolubne. Ale tego nauczyłam się podczas tego małżeństwa.
Moje przyjaciółki dawno odeszły, rodzina dawno się rozjechała po świecie. Nie pamiętam ich twarzy. Żadnych nie pamiętam. Na każdym kroku obcy ludzie!
Może to mnie trzyma przy Chrystianie, to jedyna osoba, którą dobrze znam, i przy której w miarę jestem bezpieczna. Cóż za ironia losu! Bezpieczna przy nim! Lecz sama siebie nie oszukam.

Tekst urywał się w tym miejscu. Potem była już data z innego dnia. Pospiesznie włożyłem wyrwaną kartkę do kieszeni spodni, sam nie wiedząc, czemu. Potem już o niej nawet nie myślałem. Zająłem się pracą.

Drugi raz przeczytałem fragment pamiętnika późnym popołudniem. Zadawałem sobie wtedy pytanie: kim tak naprawdę jest Gespenst? Nie uzyskałem żadnej odpowiedzi. Ten człowiek stawał się dla mnie jeszcze większa zagadką. Tak samo jak jego żona. Para ludzi, którzy wciąż odgrywają jakieś dziwne role. Co miała na myśli ta kobieta mówiąc o tym, ze to trwa tyle lat? Było to wszak młode małżeństwo. Chrystian Gespenst miał może, co najwyżej trzydzieści parę lat. Jego żona też wyglądała na bardzo młodą kobietę, wątpię by takie dokonały w życiu wszystko, co sobie zaplanowały. Może to była jakaś metafora?
Schowałem pomiętą nieco kartkę z pamiętnika do szuflady, gdzie trzymałem list od Heleny Wiktorii. Założyłem marynarkę i kapelusz, postanowiłem resztę dnia spędzić w towarzystwie Teresy.
Oczywiście, widziałem się z nią już tego dnia, zjedliśmy razem śniadanie, potem poszliśmy na spacer. Ale cos mnie ciągnęło, by po raz kolejny do niej zawitać. Widocznie ona też chciała się ze mną ponownie zobaczyć, bo gdy otwierała mi drzwi na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech.



- Napijesz się herbaty? – Zapytała, zaraz po tym jak zasiadłem przy stole. Przytaknąłem. Powoli rozglądałem się po pokoju, próbując zapamiętać jego wygląd. Nie wiedząc, czemu. Zwykły pokój z niedrogiego hotelu. Dobrze, schludnie urządzony. W kącie stały dwa kufry, jeden z nich zapewne należał do przyzwoitki.
- Jesteś teraz sama? – Zapytałem. Widząc jak na twarzy Teresy pojawia się lekki rumieniec, uznałem to pytanie za głupie.
- Tak, panna Koff wyszła do kościoła. Nagle poczuła potrzebę… zresztą dobrze wiesz, jaka ona jest.
Tak, wiedziałem. Stara panna Koff, religijna, porządna, zawsze ułożona. Jakby przyzwoitka do wynajęcia, dla dziewcząt z mojego rodzinnego miasteczka.
- Właściwie, nie powinnam cię wpuścić, będąc tu sama. – Zauważyła Teresa. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Chciałbym cię o coś zapytać.
- Tak?
Długo się zastanawiałem, czy zaczynać ten temat, lecz zaryzykowałem.
- tej nocy, gdy wymknąłem się z Konradem na tą… zabawę, to.. ja słyszałem jak ktoś w stajni… jak ktoś tam jest. Była już noc. I tam była chyba kobieta. Chyba… ty.
Na te słowa Teresa się rozpłakała. Usiadła na brzegu kanapy i skryła twarz w dłoniach. Czułem jakby ktoś przekroił moje serce na pół.
- Przepraszam… - wyszeptałem siadając obok niej.
- To takie głupie, takie głupie! – Teresa wręcz krzyczała. – To ja powinnam świat przeprosić. Taki wstyd! Ale… ale nic takiego… takiego wielkiego…
- Spokojnie.
- Tam do niczego nie… nie doszło1 Taka tylko zabawa! Byłam tam tylko chwilkę! Ja bardzo lubiłam tego chłopaka! Ale nie mogłabym! A teraz ty myślisz, ze ja…, że ja zrobiłam cos strasznego! Boję się, ze inni tez coś sobie pomyślą!
Objąłem ją, a jej głowę przytknąłem do swojej piersi. Pamiętam jak jej łzy zamoczyły moją koszulę.
- Nikt o tym nie wie. I nie dowie się. Zresztą, nie masz się czego bać, jeśli nic się nie stało.
Spojrzała na mnie zapłakanymi oczami. Uśmiechnęła się lekko, szepnęła coś, jakby sama do siebie. Nie wiem, żadne słowa do mnie nie dochodziły, gdy wpatrywałem się w tą czerwoną od płaczu twarzyczkę. Przytuliłem mocnej Teresę, jakbym się bał, że ktoś mi ją zabierze. Na duszy poczułem dziwną lekkość, na twarzy pojawił się uśmiech. Ale to błogie i niewinne uczucie zmieniło się w cos zupełnie innego. Chyba… tak, to było pożądanie.
Do tamtej pory żadnej kobiety nie pragnąłem tam mocno jak Teresy. Czułem wewnętrzna siłę, ale także jakiegoś demona, kuszącego mnie, co chwila. Takiego silnego uczucia nie czułem nawet przy spotkaniach z Anną. Może, dlatego, iż wtedy to ja byłem, czymś w rodzaju ucznia, a teraz ja mam sprawować rolę przewodnika? Przewodnika, po czym? Po rozkoszach i zapomnieniu, czy wielkiego grzechu?



Mnie już nic nie zagrażało. Dawno miałem za sobą pierwszy krok w stronę potępienia, jakby to nazwała panna Koff. Lecz moje obawy zostały chwilę później rozwiane. Okazało się, że Teres nie zawsze by postępowała tak jakby panna Koff chciała.
Wzięła moją twarz w dłonie i delikatnie ucałowała. Najpierw dwa policzki, potem delikatnie usta. Zamknąłem oczy i czekałem na kolejny jej ruch.
Wszystko zapamiętałem dokładnie. Bardzo dokładnie.
To jak potem wstała i zamknęła powoli drzwi pokoju na klucz. Pamiętam też jak odeszła do mnie i bez słowa ponownie ucałowała. Jednak chwile potem to ja przejąłem wszelaka inicjatywę. Rozpuściłem jej brązowe loki spięte w ciasny kok. Spojrzałem po maleńkich guziczkach przy staniku sukni, tuż pod szyją. Rozpiąłem je. Szybko, acz nie gwałtownie, żeby nie spłoszyć Teresy. Jednak tak, by zdążyć, nim ona zmieni zdanie. Moim oczom ukazał się blady dekolt, później dwie mleczne piersi. Z początku jeszcze osłonięte materiałem lekkiej halki. Teresa odwróciła się wtedy do mnie plecami. Odpiłem rządek równo przyszytych guzików stanika, potem spódnicy. Już po chwili dziewczyna stała przede mną w samej halce.



Nigdy nie lubiłem tych wielkich sukien, halek, krynoliny…
Lecz moja niechęć do niewygodnych kobiecych strojów minęła, gdy Teresa ukazała mi się w negliżu, a chwilę później całkowicie naga.
A rozbierała się powoli, jakby chcąc mnie doprowadzić do szału tym czekaniem. Chcąc ją jakby ponaglić, pomagałem jej ze ściąganiem warstw materiału. Drżały mi ręce, gdy tylko spod atłasów dostrzegałem kawałek lśniącej skóry. Nawet nie wiedziałem, że podniecenie może być tak silnym uczuciem. Taki, które zawładnie ciałem bezgranicznie. Tak, że nawet na swojej klatce piersiowej poczułem sączące się kropelki potu. I to wtedy, gdy już mogłem dotknąć nagich piersi Teresy.
Nie mogłem nacieszyć się jej delikatną skórą o lekko waniliowym zabarwieniu. Teresa była bardzo szczupłą, młodą kobietą. Praktycznie gorset nie był jej potrzebny, talia była wystarczająco wąska. Długie nogi, połączone z jędrnymi pośladkami, które jakby były stworzone dla mych dłoni. Dłoni, które z każdym dotykiem trzęsły się coraz to bardziej. Musiałem to powstrzymać w jakiś sposób, nie mogłem spłoszyć Teresy tym, że nie panuję nad ciałem. Skupiłem się na całowaniu jej skóry. Tyle wulgarnych myśli przeszło mi przez głowę w tych chwilach. Gdy mój język zasmakował jej szyi a potem ust, zapomniałem o nieprzyjemnych dreszczach pod skórą na mych rękach.
- Ale to będzie nasza… tajemnica. – Mruknęła dziewczyna, gdy kładłem ją na poduszkach na hotelowym łóżku.
- Ta, tajemnica… a teraz cichutko. – Szepnąłem jej do ucha rozpinając w tym samym czasie pasek od spodni.
Jeszcze przez ułamek sekundy, chcąc ułożyć się na jej ciele, miałem wątpliwość czy aby dobrze robię. Jednak zachęcony dotykiem jej dłoni szybko zapomniałem o rozpraszających mnie myślach. Swoimi palcami wędrowałem po brzuchu Teresy, próbując wywołać u niej lekkie dreszcze. Udało mi się. Wtedy dopiero do mnie doszło, że to ja przejmuję inicjatywę. Od tamtej chwili to ja decydowałem co się stanie z naszymi ciałami.



Nie zdawałem sobie sprawy ile czasu mogliśmy się kochać. Byłem jakby półprzytomny, zwracałem uwagę tyko na błyszczące ciało Teresy. Dopiero, gdy do mych uszu doszły ostatnie, słabnące już jęki dziewczyny, obudziłem się z tego stanu.
Nieco zmęczony, ułożyłem się obok niej, przetarłem parę razy twarz, jakby chcąc się upewnić, czy naprawdę to wszystko zaszło. Jeszcze przez parę chwil tak leżałem, patrząc w sufit i słuchając oddechu Teresy.
- Chyba… chyba musze uciekać. – odparłem, zdając sobie sprawę, ze w każdej chwili do pokoju może wrócić panna Koff. Dziewczyna przytaknęła i podała mi ubranie.
Zakładając koszulę, wyjrzałem za okno. I wtedy zauważyłem, że po drugiej stronie ulicy stoi Tymoteusz. Czekał na kogoś. Może na mnie? Nie, na pewno na kogoś innego. Jednak coś mnie tknęło, by jak najszybciej do niego zejść i zagadać.
- Coś się stało? – Zapytała Teresa widząc jak wpatruję się w okno.
- Nie, nie… tylko… widzę kogoś znajomego. To tyle.
Ucałowałem ją szybko w policzek, zarzuciłem marynarkę i wyszedłem. Idąc już w stronę schodów, spojrzałem przez ramię i posłałem uśmiech dziewczynie o pięknym ciele, która usiłowała ułożyć sobie ponownie włosy.
Na pewno wrócę, myślałem, na pewno. Musiałem tam wrócić.



Jednak Tymoteusz czekał na mnie. Gdy tylko wyszedłem z budynku, on podszedł do mnie. Uśmiechnął się i jednocześnie rzucił niedopałek papierosa pod moje nogi.
- Witam, witam… - mruknął.
- Skąd wiedziałeś, ze tu jestem?
- Cóż, widziałem jak wchodzisz do tego hotelu. – Zza płaszcza wyciągnął srebrną papierośnicę i zapalił ponownie.
- Czekałeś na mnie…?
- Można tak ująć. Uznałem, ze warto ci przypomnieć o zaproszeniu… mogłeś przecież zapomnieć, miałeś ciekawsze zajęcie przed chwilą.
Nagle ogarnęła mnie wielka złość. Bezczelność, wielka bezczelność biła od tych słów.
- Lepiej uważaj na słowa. – Ostrzegłem robiąc krok ku mężczyźnie, który zaczął się cicho śmiać pod nosem
- Uważam bardziej niż ty… ale dość gadania. Chodź.
- Co?
Mężczyzna spojrzał na mnie wyraźnie znudzony moimi pytaniami. Wypuścił dym papierosowy między zębami, prosto w moja twarz.
- Jak to, gdzie? Przecież wczoraj cię zapraszałem. A teraz chodź. Zmienione lokum. Przyjęcie odbędzie się gdzie indziej.
Po chwili wahania postanowiłem iść za Tymoteuszem. Zanim jednak weszliśmy w jakiś ciemny zaułek, spojrzałem na okna hotelu jakby wypatrując w nich twarzy Teresy. Nie znalazłem jej.



Szliśmy bardzo długo, nim dostaliśmy się do miejsca schadzki. Było to w jednej z najstarszych dzielnic w mieście, którą niedawno nawiedził pożar. Przez to, była zniszczona, mnóstwo okien było zabitych deskami, drzwi w kamienicach wyważone, na chodniku leżało mnóstwo szmat i innych śmieci. Pamiętam widom nisko unoszącej się pary nad kratkami kanalizacyjnymi. I to wilgotne powietrze wymieszane z zapachem spalonego drewna.
Dziwiłem się, jak ktoś może w takim miejscu urządzać przyjęcia czy schadzki.
Weszliśmy do budynku, który w miarę ocalał w czasie pożaru. W każdym razie, miał całe drzwi i okna. Już w dolnym holu słyszałem śmiechy i wesołe rozmowy dobiegające w wyższego piętra. Gdy weszliśmy na szerokie schody, ktoś z góry zawołał:
- Już idą, już idą!
W odpowiedzi zabrzmiał dziewczęcy chichot. Głośny chichot. Mnóstwo kobiet w tym czasie zabrało głos. Coś mruczało a ich gromki śmiech powitał Tymoteusza i mnie, gdy już znaleźliśmy się na pierwszym piętrze.

Ostatnio edytowane przez Człowiek w zielonych rajtuzach : 03.01.2008 - 14:10
Człowiek w zielonych rajtuzach jest offline   Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 4 (0 użytkownik(ów) i 4 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 04:00.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023