Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 29.01.2005, 08:02   #1
Sesca
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie 'Anastazja' - Pożegnanie

Odcinek 1.

Kiedy blask księżyca rozświetlił moskiewski ulice, a pierwsze śniegi otuliły ziemię, w malutkim pokoiku rozbłysło światełko. Widoczne z zewnątrz cienie drzew zakrywały podmiejskie ławki i placyki. Uliczki opustoszały, a w domach po koleii zapalały się lampy. Ciężki dzień dał się mieszkańcom Rosji we znaki. Wszyscy, jak jeden mąż, świętowali 300 rocznicę objecia wladzy nad Rosja, przez Romanowów. Teraz pora na rodzinę królewską...


- Dzisiaj opowiem ci prawdziwą historię - powiedziała młoda kobieta sięgając po książkę - moją historię.
- Namarine, opowieści z twojego pamiętnika są takie ekscytujące! - elegancko ubrana dziewczynka poderwała się z łóżka i usiadła na miękkim dywanie. Poprawiła futro i wpatrywała się w ciemnoskórą piękność. Kobieta wziąwszy książkę, zasiadła obok dziewczynki. Przekartkowała zniszczony zeszycik i westchnęła głośno.
- Anastazjo, przeczytam ci o tym, jak znalazłam się w pałacu. - kobieta uśmiechnęła się do dziewczynki.
- Namarine, to zapewne będzie najwspanialsza historia jaką w życiu słyszałam, wspanialsza od wszystkich poprzednich. - dziewczynka z radości zaklaskała głośno.
Była to Anastazja, wnuczka carycy Marii. Oczko w głowie ojca Mikołaja, ulubienica bajarki Namarine. Jako jedyna ze wszystkich wnucząt Marii była wdzięczna i skromna. Nie miłowała się w drogich kamieniach i ozłacanych wisiorkach. Największą przyjemność sprawialy jej opowieści jedynej i prawdziwej przyjaciółki, a prawej ręki babuni - hinduski Namarine.

"Mróz, głód i blask księżyca. Stałam nad zielono-błękitną sadzawką, pokrytą grubą warstwą lodu. Patrzyłam na bialusieńki śnieg pokrywający ziemię. Czułam zimne łzy na policzkach, które momentalnie zamieniały się w kryształki lodu. Myślałam, że umrę tutaj, nad stawem. Że moje ciało bezsilnie upadnie na zimny śnieg i nikt już mnie nie znajdzie. Traciłam siły z chwili na chwilę.
Moje bose nogi uginały się, a ja wybuchłam płaczem. Nie chciałam pogodzić się z tym, że za chwilę umrę, padnę trupem. Starałam się ogrzać ręce własnym oddechem, jednak sroga temperatura zamieniała ciepłe powietrze w zimy wicher.

Gdy czułam już, że mój krótki żywot dobiega końca, usłyszałam w oddali parsk koni i tupot kopyt. Mój wycieńczony głos ledwo skrzypiał. Nie miałam siły wołać o pomoc. Po chwili znowu zapanowała głucha cisza - do czasu. Nagle usłyszałam czyjeś kroki na śniegu. Ten ktoś zbliżał się do mnie. Nie byłam w stanie ruszyć się z miejsca. Postać nabierała wyraźnych ksztatłtów, była to kobieta w długiej sukni, w skórzanych rękawiczkach. Gdy wreszcie spojrzałam na jej twarz, zamarłam. Była to caryca Maria, rządząca ówczesną Rosją. Podeszła bliżej, przytuliła mnie i powiedziała, żebym poszła za nią. Wahałam się, sama nie wiem czemu. Jednak resztką sił ukłoniłam się wdzięcznie i ruszyłam za nią do pałacu, który znajdował się dobry kawałek za nami... Tam opowiedziałam jej, że uciekłam z cyrku, że prawie zmarłam na mrozie..."


Kobieta westchnęła głośno. Jej oczy nabrały szklanego blasku.
- Tak oto znalazłam się u twojej babuni, Anastazjo. Nie życzę nikomu, żeby spotkał go mój los.
Anastazja dopiero teraz uwolniła się od naporu myśli. Ocknęła się jak ze snu i wyszeptała ledwo słyszalnym tonem:
- Musiało być strasznie. Współczuję ci, Namarine.
Kobieta przetarła oczy, wstała z podłogi i odłożyła książkę na biurko. Anastazja także podniosła się z ziemi i rzuciła na szyję Namarine.
- Kocham cię i cieszę się że jesteś z nami. Zastępujesz mi moją mamę.
- Ja też cię kocham Anastazjo.

Do pokoju dzieczynki nagle wpadł służący. Zdyszany wykrzyknął na cały głos:
- Caryca wróciła!
Anastazja uśmiechnęła się radośnie. Gdy służący wyszedł z pokoju, stanęła przed lustrem i zatarła ręce.
- Namarine - idziemy się przywitać z moją babcią! - wykrzyknęła dziewczynka do swojego odbicia. Chwilę pokręciłą się po pokoju, wdrapała na łóżko, obejrzała wszystkie obrazy po koleji, jakby była w tym pomieszczeniu pierwszy raz.
- Anastazjo, twoja babunia jest jeszcze w drodze do zamku. Słyszę końskie kopyta, jakieś 900 metrów od Wielkiej Wierzby.
Po tych słowach Namarine, Anastazja zamyśliła się. Bajarka wie wszystko, potrafi określić położenie... opowiada o rzeczach których nigdy nie widziała. To zawsze dziwiło dziewczynkę. Natomiast nigdy nie miała odwagi zapytać o to wprost. Czasami miała wrażenie, że to Namarine czyta jej myśli.
- Anastazja? - kobieta pomachała dłonią przed oczami dziewczynki - Zasnęłaś?
Faktycznie, była już późna pora. Obie były wycieńczone odwiedzianami szlachciców z całego kraju w pałacu. Jednak to był dopiero poczatek świętowania. Późnym wieczorem ma odbyć się bal.
Namarine usiadła na fotelu, oparła głowę o miękkie poduszki. Anastazja wygodnie usiadła jej na kolanach i zamknęła oczy.
- Nie wolno nam spać. - wyszeptała kobieta.
Chwilę później, obie zerwały się z fotela, słysząc głośny huk piętro niżej. Dobrze wiedziały, że to caryca i goście. Namarine otworzyła masywne drzwi i wyszły na korytarz. Bez słowa skierowały się w stronę schodów.

Napotykały na drodze służcych, kucharzy, zwiedzających zamek i różnych gości - od francuskiego markiza, po polskiego urzędnika. Po pokonaniu długiego, zawiłego korytarza, najgorszą przeszkodą były ogromne, strome schody. Anastazja miała złe wspomnienia. Dostawała drgawek na samą myśl o tych niebezpiecznych stopniach. Pamiętała, jak parę lat temu spadła z nich Ruslana, jedna z jej kuzynek. Potem zszywali jej rączkę, i chodziła z różowym bandażem na nodze. Anastazja mocno chwyciła rękę Namarine i powoli, ostrożnie stawiała stopy na kolejnych marmurowych płytach. Po pokonaniu schodów, rozluźniła uścisk w ręce. Wędrowały teraz po parterze, gdzie napotykały kucharki biegające po całym korytarzu, aby zdążyć na czas przyjazdu najważniejszych gości.
Anastazja poznała drzwi w holu. To drzwi wejściowe. Kojarzyła je sobie z przyjazdami babci, bo zawsze za nimi stała i czekała na ukochaną wnuczkę.
- Przygotuj się. - powiedziała Namarine poprawiając swoją długą suknię.
Kobieta pociągnęła za wielką klamkę w drzwiach. Ich oczom ukazała się Maria i Mikołaj, ojciec Anastazji.
- Tato, babcia! - wykrzyknęła radośnie dziewczynka, rzucając się w ramiona ojca, potem babki. Namarine ustawiła się obok cara i czekała na pierwsze słowa swojej wybawicielki.

- Anastazja! Tak dawno cię nie widziałam! Jak ty wyrosłaś! - zawołała radośnie caryca, wzruszona, bliska płaczu. Jeden ze służących podał jej duży karton, z wymalowanymi na nim kwiatami.
- To dla ciebie - Maria wręczyła wnuczce paczkę. Anastazja ukłoniła się i rozerwała wstążkę. Z pudła wyjęła ładnego misia-przytulankę, rzadkość w Rosji. Objęła go czule i podziękowała babci.
- Anastazjo, większość gości przebywa już w pałacu. Przebierz się w najlepszą suknię i przyjdź do sali balowej. - to mówiąc caryca machnęła ręką na trzech służacych, którzy nieśli obszerny bagaż.
Dziewczynka skierowała się ponownie do drzwi, przeszła korytarz i weszła do malutkiej garderoby.
Tam otworzyła wielką szafę i przebrała się w ulubioną, różową suknię. Zamykając drzwi szafy, zauważyła skrawek koszuli wystającej za lustra. Pociągnęła za niego, a w odpowiedzi usłyszała głośne "Au".
- Dymitr! Znowu chowasz się za lustro! - wyszeptała Anastazja - Wiesz, że tak nie można! Ono może w każdej chwili przerwrócić się. Chcesz, żeby cię przygniotło?!
- Anastazja, hej! Jak leci? - wesoło odpowiedział jej chłopiec - Przygotowywałem galaretę na stół.

- Dymitr, nie zmieniaj tematu! Źle zrobiłeś!
- Anastazja, przecież to tylko głupie lustro! Jesteś gotowa? Wszyscy już czekają.
- Myślę, że tak - Anastazja przygładziła włosy, przejechała ręką po sukni i spojrzała w lustro. Ruszyła do drzwi.
- Do zobaczenia na sali. - pożegnała się z Dymitrem i wyszła.
Znowu musiała wędrować korytarzami, zanim dotarła do właściwej sali. Denerwowało ją te chodzenie. Wyobrażała sobie, jakby to było, gdyby mieszkała w małej, leśnej chatce. Jednak szybko powróciła myślami do rzeczywistości, nie miała czasu marzyć o innym życiu. Jeszcze raz przytuliła misia i weszła do sali. Od razu poczuła zapach najróżniejszych potraw i dźwięki muzyki. Oszołomina weszła do środka. Co chwila słyszała czyjeś wołania - 'Anastazja, Anastazja'. Czuła się, jakby to ona była najważniejsza. Doszła do fotelu babuni i stanęła obok niego.
- Wszyscy są w komplecie - caryca wstała i mówiła do zgromadzonych. - Możemy zaczynać!
Pianista zaczął grać na swoim instrumencie, a ludzie jedli, rozmawiali i tańczyli.

Poczuła się samotna, więc chwilę porozmawiała ze swoim misiem. Przed nią pojawił się wysoki mężczyzna - ojciec.
- Czy panna Anastazja pozwoli do tańca? - zapytał car z uśmiechem na twarzy.
Anastazja położyła misia na ziemi i podała ojcu rękę. Tańczyli na prawdę długo, aż dzieczyną poczuła, jak jej nogi puchną. Usiadła sobie na fotelu ojca i zdjęła pantofelki. Skrzywiła się żałośnie, patrząc na obolałe stopy. Nagle drzwi do sali huknęły, a oczom zgromadzonym ukazał się pożółkły człowiek. Jego płaszcz ociekał błotem, umazany był w jakimś świństwie i mienił się wszystkimi kolorami tęczy.

Anastazja poczuła się dziwnie, tym bardziej, że muzyka ucichła, a wszyscy ludzie stanęli jak wryci, patrząc na przybysza.
- Nikt mnie nie zaprosił, taaaaak? - wysyczał człowiek swoim niskim głosem.
Maria wstała z fotela. Wzięła głęboki wdech i przemówiła.
- Czego tutaj chcesz, przegniły trupie? Wynoś się stąd, zanim wezwę straż.
- Straż? - mężczyzna spojrzał na carycę swoimi wyłupiastymi gałami - Nie masz już straży.
- Rasputin, wynoś się stąd! Dość uż wyrządziłeś krzywd naszej rodzinie! - wtrącił się Mikołaj.
- Nie dość, nie dość! Więcej, więcej!
Meżczyzna uniósł ręce w górę, zakołysał się rytmicznie i opuścił je w dół. W tej samej chwili sufit zadrżał. Zaczął pękać po równej linii, sypiąc tynkiem na obecnych na sali.
Rasputin zaśmiał się głośno, po czym rój błyskawic uderzył z całą mocą o ziemię.

Goście rozbiegli się po sali, krzecząc w przerażeniu.
- Może teraz zaczniecie się mnie bać, Romanowowie! - oczy mężczyzny rozbłysnęły się czerwonym światłem. - Twoja córka, Mikołaju, umrze w przeddzień swoich 19 urodzin. Nie zazna szczęścia, nie zazna miłości! - Rasputin wciąż wypowiadał formułkę swojego diabelskiego zaklęcia.
- Dosyć już tego! - Namarine poderwała się z miejsca, podbiegła naprzeciwko czarownika i skierowała palec w jego stronę. Wypowiedziała coś w niezrozumiałym języku, a z jej palca wyleciał jasny snop błękitnego światła, uderzając Rasputina. Rykoszet był tak potężny, że mężczyzna odbił się o drzwi. Podniósł się i machnął ręką:
- Nędzna czarodziejko! Nie ma już dla was ratunku! Cały marny ród Romanowów zdechnie, zanim ONA ukończy 19 lat! - mówiąc to, Rasputin skierował dłoń na podłogę, na której pojawiały się kolejne iskierki, zamieniające się w gigantyczne płomienie.

Wszyscy obecni rzucili się do ucieczki, a szalony czarownik po raz kolejny diabelsko się zaśmiał...

C.D.N...

Ostatnio edytowane przez Poison Paradise : 13.03.2005 - 15:00
  Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 08.02.2005, 21:00   #2
Sesca
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie

Odcinek 2.

... Po ucieczce z sali balowej, Dymitr poprowadził carycę, Anastazję i Namarine do małego pokoiku w podziemiach. Było tam naprawdę zimno. Dymitr przykucnął na drewnianej podłodze i odetchnął kilka razy. Był zmęczony ucieczką.
- Mam otwierać? – wysapał wystraszony Dymitr. Cały się trząsł, spływały po nim duże krople potu.
- Szybko, szybko! – ponagliła go Maria
Dymitr nacisnął palcem na stoliczek, stojący przed lustrem.

Pokręcił chwilę paluszkiem, po czym ściana stojąca przed nimi, zaczęła się trząść. Po woli odsuwała się do tyłu, z wielkim hukiem. Ich oczom ukazał się kamienny tunel, ciemny, zakurzony i cały w pajęczynach. Jednak nie czekając długo, po kolei wbiegali do środka.

Anastazja stała w miejscu i patrzyła na rodzinę. Wiedziała, że może ich więcej nie zobaczyć, ponieważ pod pałacowe tunele ciągną się kilometrami. Wzięła głęboki wdech i zaczęła biec przed siebie, prosto w czarną dziurę.
Gdy Anastazja ostatnia opuściła pokoik, Dymitr chciał zamykać tunel. Podchodząc do stoliczka, spostrzegł na ziemi małą, niebieską kuleczkę, ozdobioną złotymi liśćmi. Podniósł przedmiot i wsunął do swojej kieszeni.

Przekręcił koreczek w stoliku i wbiegł do tunelu. Przed nim nie było nikogo, wszyscy rozbiegli się korytarzami.
Chłopiec zaczął biec przed siebie. Przy pierwszym rozwidleniu skręcił w prawo, zrywając tym samym wszystkie pajęczyny. Miał świadomość, że nikt tędy nie biegł. Nie wiedział gdzie skończy swój maraton. Po długiej
wędrówce, zauważył światełko na końcu tunelu. Ruszał się coraz szybciej, światło było bliżej. Wreszcie dobiegł do końca. Spojrzał na zewnątrz – znajdował się na tyłach pałacu, w ogrodzie. Wyszedł z wąskiej dziury. Parę metrów dalej siedziały Anastazja i Caryca. Podbiegł do nich i razem zaczęli uciekać przez wysokie, pałacowe mury. Gdy byli już w bezpiecznej odległości od ogrodzenia, Anastazja cicho powiedziała:
- Gdzie jest Namarine?
- Anastazjo, Namarine na pewno sobie poradzi. – odpowiedziała jej Caryca, po czym pogładziła ją po głowie.
Szli bardzo długo, aż wreszcie dotarli do małej wioski. Stało tam kilka domków i pensjonacik. Zmęczona podróżą Caryca, wykupiła pokój, dając w obstawę swój brylantowy naszyjnik.
- To nam pozwoli godnie żyć – wyszeptała, licząc pieniądze – Jutro rano ruszamy do Paryża, pierwszym wczesnym pociągiem.
- Babciu... co z tatą? – wymamrotała Anastazja, powstrzymując się od płaczu.
- Anastazjo, myślę, że zdołał uciec. Pewnie czeka na nas we Francji, razem z twoim rodzeństwem. – odpowiedziała jej babka.
Położyli się spać, byli wykończeni. Dzisiaj jeszcze nie zmrużyli oczu, a zbliżała się czwarta nad ranem...
Mimo ciężkiej nocy, obudzili się wypoczęci. Szybko ubrali się i ruszyli na dworzec.
- Mam nadzieję, że dotrzemy do Paryża cali i zdrowi. – zaklinała Anastazja w myślach. Miała przeczucie, że stanie się coś złego.
Nagle usłyszała dźwięk pociągowych ruchów na torach, trąbienie maszynisty i krzyki przechodniów. Nadjechał ich pociąg. Zerwali się z miejsca i ruszyli do pociągu. Anastazja biegła za babką jak najszybciej mogła. Jednak poczuła na sobie silną dłoń. Ktoś niósł ją nad ziemią. Szarpała się, próbowała uwolnić z uścisku. Domyśliła się, że to rewolucjoniści, że to oni chcą przepędzić wszystkich spod dworca. Słyszała krzyki swojej babci, Dymitra. Widziała ich w kabinie przedziałowej, machających do niej...

Nagle ręce puściły dziewczynkę. Próbowała jeszcze chwycić się pociągu, ale on ruszał naprzód. Widziała go już zza górki, powoli znikał. Po jej policzkach popłynęły łzy, bezsilnie usiadła na dworcowej ławce. Nie wiedziała co ma tutaj robić, czy siedzieć, czy iść w dal. Postanowiła zostać, myślała, że może zjawi się kolejny pociąg, który zabierze ją wprost do babci.

Jednak dworzec z minuty na minutę pustoszał. Anastazja siedziała tak parę godzin, w bezruchu, jednej pozycji. Nagle zauważyła cztery postaci idące w jej kierunku. Chciała uciekać, rozpoznała w nich rosyjskich milicjantów.
Zbliżali się do niej coraz bardziej. Dziewczynka poczuła mocny ból brzucha, odetchnęła głośno i przetarła oczy.

- Cześć mała. Jestem Lola! – powiedziała kobieta, dowodząca trzema milicjantami – Masz szczęście, że natknęłaś się na mnie. Gdyby był to inny zastępowy, to pewnie byłabyś w drodze do zakładu pracy.
- Proszę pani, moja babcia pojechała do Paryża. Ja miałam jechać z nią, ale złapali mnie rewolucjoniści – wyszeptała bliska płaczu dziewczynka.
- Rozumiem – kobieta spoważniała – Co tutaj z tobą zrobić...
- Ale ja nie pójdę do domu dziecka, prawda?
- Ech, twardy orzech do zgryzienia. Muszę cię zabrać do sierocińca, mamy teraz takie prawo. Wątpię, że twoja babcia po ciebie wróci.
Kobieta wzięła Anastazję za rękę i prowadziła przez kilka uliczek. Dotarły do sporego domu z tabliczką ‘Sierociniec’.
- Masz szczęście – to sierociniec siostry Svietlany. To wspaniała, starsza zakonnica.
Lola zapukała do drzwi. Otworzyła je młoda, czarnowłosa kobieta.
Uśmiechnęła się i wprowadziła Anastazję i milicjantkę do środka.
- Odpocznij tutaj – powiedziała do Anastazji – ja tymczasem muszę porozmawiać z Lolą.

Siostra i kobieta odsunęły się od Anastazji, żeby w spokoju porozmawiać. Dziewczynka zaczęła szlochać, napływ myśli w jej głowie był przytłaczający. Nigdy nie była w sierocińcu, nie znała tutejszych zasad, nie wiedziała jak się tak żyje. Wahała się, czy stąd uciec, czy czekać na Lolę. Nagle zakonnica powiedziała do Anastazji:
- Chodź, przestawię cię siostrze Svietlanie. Jest dyrektorką, to naprawdę dobra kobieta. Masz szczęście, że do nas trafiłaś, w okolicy jest jeszcze parę sierocińców.
Siostra poprawiła ubranko Anastazji, podniosła jej misia i podała jej do ręki. Dziewczynka zacisnęła usta i razem z zakonnicą weszły do pokoju.

W sporym pomieszczeniu, na środku, przy biurku siedziała starsza kobieta, wypisująca jakieś papiery. Zauważyła Anastazję i wstała...

C.D.N...
  Odpowiedź z Cytatem
stare 02.03.2005, 13:39   #3
Sesca
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie

Nie jestem z tego zadowolona :\

Odcinek 3.

...Anastazja weszła powoli do pokoiku i stanęła naprzeciwko starszej siostry. Ta uśmiechnęła się do niej i wzięła głęboki wdech.
- Usiądź dziecko. Jesteś bardzo zmęczona. – rzekła kobieta -Nazywam się Svietlana, a ty kim jesteś? – siostra przyjrzała się Anastazji, zmrużyła oczy. Jej spojrzenie nadal utkwione było na dziewczynce.
- Anastazja. Anastazja. – zająknęła się – Jestem Anastazja.
- Witaj więc, Anastazja. Kilka spraw organizacyjnych. – zaczęła mówić Svietlana. Jednak Anastazja poczuła znudzenie już teraz – Po pierwsze, pamiętaj, że od dzisiaj do dnia bliżej nieokreślonego mieszkasz tutaj. Toteż, masz obowiązki. Musisz myć zęby o osiemnastej, a leżeć w łóżku o dwudziestej. Pobudka jest o szóstej, a śniadanie o szóstej trzydzieści...
Anastazja udawała zaciekawioną słowami siostry, ale po pewnym czasie Svietlana zauważyła znudzenie, malujące się na twarzy dziewczynki. Jednak mówiła jeszcze głośniej, naciskając na głoski. Dziewczynka kiwała głową, potakiwała głośno.

W końcu przemowa zakonnicy została przerwana wejściem młodej siostry zakonnej do pokoju. Stara wstała i zawołała do młodszej:
- Pukać cię nie nauczono?! – wrzasnęła – przy okazji, zabierz Anastazję do przebieralni.
- Dobrze, siostro – odpowiedziała jej wystraszona zaskonnica.
Podeszła do Anastazji i chwyciła ją za rękę. Szły przez opustoszałe korytarze, potykając się o nierównie wyłożoną wykładzinę. Wreszcie doszły do jakiegoś pomieszczenia na samym parterze. Było tam strasznie zimno, a jedyne ciepło, jak i światło dawała mała lampka nocna. W kącie stało łóżku. Anastazję przechodził dreszcz, za każdym razem gdy myślała o tym, kto mieszka w tym zimnym schowku. Usiadła na łóżku, które też było zimne. Zakonnica w tym czasie, otworzyła jakąś wielką skrzynię, wyjęła zwijek szmat i rozwinęła wszystko po kolei.
- Mów mi Marienna – powiedziała do Anastazji, po czym uśmiechnęła się.

Siostra poganiała ją, za każdym razem gdy zwalniała tempo rozbierania się. W końcu stała w samej bieliźnie i trzęsła się z zimna. Siostra Marienna podała jej coś, co przypominało ubranie. Biedna dziewczynka musiała założyć ten ciuch, nie wyprasowany i poplamiony kakao. Zakonnica rzuciła jej krótkie ‘Idę’ i tak uczyniła. Przemarźnięta Anastazja ubierała kubraczek cierpliwie, zapinała guziki i wiązała muchę. Wcale jej się nie podobał. Ciekawa była, co zrobią z jej suknią. Nagle usłyszała pukanie, po czym weszła do niej młoda blondynka, również zakonnica. Uśmiechnęła się promiennie. Anastazja nie wiedziała do końca, co ma teraz robić, ale zdała się na siostrę.

- Ładnie wyglądasz w tym kubraczku. Musimy już iść, zanim zamienisz się w kostkę lodu. – powiedziała do niej i zabrała ją na wyższe piętro. Znowu szły korytarzami, potykając się o pagórzastą wykładzinę. Anastazja już dzisiaj wiedziała, że nieraz się na niej przewróci. Gdy dochodziły do sporych, ciemnych drzwi, zakonnica odwróciła się do dziewczynki.
- Teraz zapoznasz się z innymi dziećmi. Bądź grzeczna i nie sprawiaj problemów. – wyszeptała Anastazji na ucho. Dziewczynka wzięła głęboki wdech i czekała aż siostra Svietlana zaprosi je do środka. Po chwili usłyszała głośne ‘proszę’.

W sali, na niebieskim dywanie siedziała trójka dzieci, pozostała stała obok sióstr. Anastazja nigdy nie widziała takiej grupy dzieciaków – zawsze odwiedzały ją pojedyncze kuzynki. Jej uwagę zwróciła jedna z dziewczynek – miała czarną skórę. Dawno temu, Namarine opowiadała o kraju czarnych ludzi, wiecznie ciepłej krainie, obfitującej w dzikie zwierzęta. Może ta mała czarnulka była dzika? Nie umiała mówić, gryzła i pluła – tak jak kuzynka Olga. Nagle, ni stąd ni z owąd, dzieci wstały i krzyknęły ‘Witaj w sierocińcu Anastazja’. Dziewczynka wystraszyła się poważnie, bo wiedziała, że zostanie tu na zawsze. Oficjalne powitanie, uzupełnianie papierów u siostry Svietlany... nagle, po jej policzku spłynęła łza. Szybko wytarła kropelkę i czekała, aż coś się stanie. Stara zakonnica wzięła głęboki wdech i zakasłała swoim głośnym, chropowatym kaszlem, Anastazję aż przeszedł dreszcz.
- Poznajcie się, bo nowa dziewczynka zostanie z wami na dłużej. No, poznajcie się – przemówiła Svietlana, popędzając dzieci.
Anastazja niechętnie stawiała kroki, idąc do dzieci. Czas był taki wolny, nogi ciężkie. Zanim zdążyła dojść do grupy, przybiegła do niej jakaś dziewczynka, przedstawiając się swoim piskliwym głosem.
- Jestem Madzialena! Cześć!
- Cześć – odpowiedziała niechętnie Anastazja, patrząc na rudą grzywę dziewczyny, opadającą na czoło. Nigdy nie lubiła rudych włosów, przypominały jej kuzynkę Odetę
- Pójdziemy pobawić się na podwórzu? Nasza grupa idzie. – zaproponowała Madzialena
- Dobrze, pójdziemy – odpowiedziała jej cicho Anastazja. Ruda złapała ją za rękę i pociągnęła za sobą. Szły znowu koło zimnego pokoju, na szczęście nie wchodziły do środka. Dziewczynki założyły buciki i wybiegły na dwór. Bawiły się w piaskownicy, ganiały za sobą, innymi dziećmi. Anastazja zapomniała już prawie o dzisiejszym dniu, o losie jaki ją spotkał. Koniec końców, nie miała innego wyjścia. Mogła spróbować uciec, ale wiedziała jak to się dla niej skończy. Poddała się i przeczekała do wieczoru. Tak jak mówiła siostra Svietlana, której Anastazja wcale nie słuchała, o dziewiętnastej jest wielkie mycie. Ściemniło się już na podwórzu, więc siostry zebrały grupę i zaprowadziły do środka. Na wielkiej tarczy zegara, który wisiał w holu dziewczynka dostrzegła strzałę koło dziewiętnastej. Usiadła i zdejmowała buty, kiedy to siostry liczyły dzieci. Po przebraniu się, od razu zaprowadziły ich do wielkiej łazienki, w której miały się myć. Anastazja niechętnie weszła do miski pełnej wody, ale bądź co bądź – musiała. Woda była przyjemna. Obok leżało mydło z wstążką ‘Anastazja N.’. Dziewczynka nie miała pojęcia co może oznaczać to N.. Po skończonej kąpieli, przebrała się w piżamę, która leżała na półeczce. Była za ciasna, niewygodna i brzydka, ale udało się w nią wcisnąć. Gdy tylko wyłoniła się z łazienki, siostra porwała ją i wpakowała do łóżka.
- Pomódl się i idź spać. – powiedziała do dziewczynki, gdy ta już leżała.
Mimo, że było przed dwudziestą, Anastazja nie protestowała. Nie chciała. Gdy zakonnica weszła, dziewczynka zamknęła oczy i szybko zasnęła.

Jednak jej sen nie trwał długo – po jakimś czasie obudziła się i wypełzła z łóżka, przeszła na palcach korytarz. Co chwilę rozglądała się, czy nikt jej nie widzi. Czuła się bezpieczna, gdy przesuwała zamek w drzwiach. Wolna! Tak, teraz będzie wolna! Nikt już jej nie zatrzyma. Wróci do pałacu i zastanie tam babcię! Anastazja po wyjściu podskakiwała radośnie. Ogrodzenie sierocińca też przeskoczyła jednym susem, mimo, że miało koło dwu i pół metra. Czuła się jak konik. Gdy doskakała się do parku, zauważyła w nim babcię. Stała przy drzewie, a na ziemi leżała jakaś książka. Radość ją rozpierała, na myśl o wspólnej podróży do Paryża.

- Babcia! Babcia! – krzyczała do carycy Anastazja, wciąż podskakując. W pewnej chwili przestała skakać, a stała w miejscu. Słyszała muzykę pianisty ze Stulecia, dźwięk pozytywki i płacz kota. Nagle ogarnął ją strach, wszystko stało się ciemniejsze niż było. Właściwie nie widziała niczego, poza babcią i książką. Kot nadal płakał, pozytywka grała, a pianista się śmiał... Jednak babcia poruszyła się! Wykonała kilka kroków w tył, podskoczyła i jęczała głośno. Dziewczynka myślała, że może coś jej się stało.
- Babciu! Co ci jest! – zapytała Marię, jednak w odpowiedzi usłyszała jeszcze gorszy, dramatyczny jęk. Babcia zaczęła biec w kierunku Anastazji. Stanęła prosto przed nią.

Oczom dziewczynki ukazał się potworny widok – popękana twarz potwora, cała w bliznach i szwach. Nie była to babcia! Potwór biegł do Anastazji, machając rękami i skrzecząc. Dopiero teraz nogi dziewczynki znowu były zdolne do ruchu. Wnet zerwała się i skakała dalej, uciekając przed stworem. Zauważyła cztery postaci, stojące do niej tyłem. To była Lola, Namarine, ojciec i Dymitr!
- Hej, czekajcie! Nie uciekajcie ode mnie! – zawołała do nich.
Ci odwrócili się i zauważyła ich zmasakrowane, zupełnie inne twarze. W tej chwili zakręciło się jej w głowie, chciała uciec, ale znowu nei mogła. Ciężkie nogi były niezdolne do biegu. Wszyscy czterej rzucili się na nią i wysysali z niej życie. Anastazja czuła ból, a potem stała się taka jak oni – brzydka i zła. Biegła naprzód, szukając złota. Koty dalej płakały, pianista grał i śmiał się, a pozytywka ucichała...

Anastazja nagle pojawiła się w łóżku, w sierocińcu. To był tylko sen...

C.D.N...

Ostatnio edytowane przez Poison Paradise : 04.03.2005 - 21:22
  Odpowiedź z Cytatem
stare 13.03.2005, 14:09   #4
Sesca
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Pożegnanie z 'Anastazją'

To już trzecia osoba wypominała mi błędy ortograficzne, których nie robię. Mam tego dosyć...
Od kiedy napisałam pierwszy odcinek 'Podwójnego Życia', wiedziałam, że tworzenie FS, to coś, co chcę robić. Odcinki starałam się dawać systematycznie - ażeby nie kazać wam długo czekać. Pisaliście same pochwały, a średnia ocen nie przekraczała 3.0. Lałam na to, bo wiedziałam, że to po prostu zazdrość niektórych userów... W 'Anastazji' chciałam uniknąć jakichkolwiek błędzików, nawet literówek. Po napisaniu 1 odcinka kupiłam Microsoft Office'a. Nie był to malutki wydatek, ale cóż - chciałam zabłysnąć, zrobić coś porządnego, zlikwidować każdy jeden błędzik. Ale gdy po napisaniu 3 odcinka, użytkowniczka <<<Charcia>>> napisała mi, że było o wiele więcej BŁĘDÓW coś we mnie pękło. Kupiłam Office'a, starałam się jak mogłam, żeby połączyć szkołę (2 klasa liceum - nawet nie wyobrażacie sobie, ile miałam materiału przed 2 półroczem :\), dogodzić WAM, nie sobie. Nie doceniliście. Po kolei sypały się uwagi, że ot, robię błędy, nie staram się, moje FS jest do niczego itepe...
Gdy ktoś wypomina mi błędy ortograficzne, trafia w mój słaby punkt. Nie robię ich w ogóle, ale gdy słyszę taką uwagę, wpadam w furię, mam ochotę zabić każdego kogo napotkam, jestem bliska płaczu.
Nie będę więcej zawracała wam głowy moim cieniutkim, dziecinnym fotostory, po prostu zachęcę was do czytania tak umoralniającego i watościowego fs, jakim jest 'DZIECI NOCY'.

Lubię pisać, robić zdjęcia w TS2 i na pewno, kiedyś jeszcze zobaczycie tutaj moją twórczość. W przeciwnym wypadku - trudno. Chyba nikt płakał nie będzie.
Na pożegnanie 'Anastazji', wkleję wam zdjęcia z przedostatniego odcinka.



Skoro mój tekst do zdjęć jest tak marny, mam nadzieję, że chociaż brzydkie foty was usatysfakcjonują.
Pragnę jeszcze pozdrowić i podziękować osobom, które w jakikolwiek sposób przyczyniły się do powstawania tego fotostory.
Sesca

PS - proszę o zamknięcie tematu.
  Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 08:05.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023