23.09.2010, 14:49 | #521 |
Zarejestrowany: 31.03.2010
Skąd: Z siedziby Fantastycznej Czwórki.
Wiek: 14
Płeć: Kobieta
Postów: 2,223
Reputacja: 10
|
Odp: Belle Rose
Dziękuję wszystkim za uszanowanie mojej prośby i nie pisanie nic pod moim postem
A teraz nowy odcinek. ROZDZIAŁ 6 Część druga: Ciężkie starcie. - No i znowu zostaliśmy sami... - Alia usiadła na łóżku i westchnęła cicho. - Przeszkadza ci to? - spytał Colin stając przed nią z założonymi rękami. - Nie no... tylko zastanawia mnie czemu Marco tak szybko się zmył... no i co miał załatwić? Jest taka godzina, iż ciężko mi sobie wyobrazić, że można robić teraz cokolwiek innego oprócz spania... - Nie mam pojęcia co może być tak pilnego, że trzeba to załatwić w tej chwili, ale skoro nie powiedział, to zapewne ma jakiś powód – chłopak ziewnął głośno, drapiąc się po głowie. - Spałeś chociaż chwilę? - blondynka zmieniła temat, widząc zmęczenie na twarzy rozmówcy. - Ani sekundy. Cały czas myślałem o twojej siostrze. Marco się załamał tym usunięciem ciąży, a jak zareaguje Li to ciężko jest mi sobie wyobrazić... - Chciałam zobaczyć to maleństwo... - po twarzy dziewczyny zaczęły spływać łzy. - Ej, mogę się założyć, że będą jeszcze mieć dzieci, nie mazgaj mi się tutaj – niebieskooki nachylił się nad nastolatką i otarł jej mokre policzki dłońmi. W tym momencie Alia uniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Jego ciepła, szorstka skóra podziałała jak lek na smutek nastolatki. Złe myśli odeszły gdzieś w dal, a serce zaczęło dudnić jak bęben, pod wpływem zapachu jego ciała, które znajdowało się teraz tak bardzo blisko... znowu. Przypomniała sobie, jak całkiem niedawno, jej ręka z zadowoleniem pieściła jego rozpalone krocze i ogarnęła ją fala gorąca. Te pomruki jakie, wtedy z siebie wydawał, doprowadzały ją do szaleństwa. Podobnie jak widok jego nagiej klaty i pocałunki, które zostawiał na jej szyi. Wsunęła rękę w jego włosy i przyciągnęła chłopaka do siebie, składając na jego wargach namiętny pocałunek. - Znowu zaczynasz... - wyszeptał kierując się ustami w kierunku jej karku – A ja nie umiem cię zatrzymać... i siebie też. - Och... bardzo mi to pasuje – zamknęła oczy poddając się jego dotykowi. - A co z obietnicą dla Marco...? - położył ją na łóżko, po czym sam przylgnął do niej ciałem i zaczął się o nią zmysłowo ocierać. - Muszę jej dotrzymać... zawsze dotrzymuję obietnic... - przyciągnęła jego głowę do siebie i pocałowała go dziko, wpychając mu język do ust. - Więc co mam zrobić ze swoim pragnieniem...? I z twoim... - przejechał dłonią wzdłuż jej talii przyprawiając ją o miłe dreszcze – Jesteś równie spragniona jak ja, śliczna i doskonale to widać... - Nic ci nie umknie... a skoro jesteś już dużym doświadczonym chłopcem, to zapewne znasz metody, by ugasić płomień w inny sposób? - złapała go za pośladek i ścisnęła mocno – Dałam obietnicę, że nie będę się kochać... ale o pieszczotach nie było tu przecież mowy... Colin uśmiechnął się łobuzersko, dobrze rozumiejąc o co chodzi dziewczynie. - Więc przejdźmy jak najszybciej do tego punktu programu, zanim znów stanie się coś, co nam przeszkodzi... - zdjął z niej koszulkę i zaczął namiętnie całować ustami jej piersi. Jego dłonie powędrowały do spodni od pidżamy, zsuwając je razem z majtkami w dół. Chcąc jak najszybciej zanurzyć głowę między udami dziewczyny, zjechał wargami wzdłuż jej brzucha, po czym wpił się dziko w rozgrzane do czerwoności miejsce... ****** Dante wybiegł z domu w pośpiechu, kiedy tylko znalazł broń. Na swoje nieszczęście, akurat dzisiaj zostawił ją w gabinecie, schowaną w szufladzie swego biurka. „Ten cholerny złodziej zapłaci za to , że pokrzyżował mi plany”, pomyślał wsiadając do auta. Ruszył z piskiem spod rezydencji kierując się w miejsce, w którym Marco go zatrzymał. Kiedy dotarł do wąskiej ścieżki, gdzie stał zaparkowany pontiac Takedy, zdziwił się, że nikogo nie ma. Był pewien, że zdąży przyjechać i dobić obu z którymi chciał się policzyć, lecz nie zastał ani jednego. Porozglądał się i zauważył na trawie plamy krwi, które prowadziły w kierunku lasu. Przekalkulował sobie, że pewnie tam brunet zaciągnął Gabriela, by go dobić i ruszył za czerwonymi śladami... - No Mayson, nieźle się schowałeś jak na postrzeloną, nie mającą żadnych szans ofiarę... ciekawe jak długo będziesz żył, zanim się wykrwawisz sku*wielu – Marco doskonale wiedział co chce zrobić i postanowił, że nie będzie się wahał zabić człowieka, który zniszczył życie jego dziewczynie i jemu. Szedł spokojnie leśną ścieżką, rozglądając się dookoła. Spokojnie – bo właśnie na takiego wyglądał. Na pierwszy rzut oka, ktoś kto by go teraz zobaczył, stwierdziłby, że podziwia przyrodę, rozkoszując się widokiem porośniętych mchem drzew i rozkwitniętych kwiatów, tymczasem w jego ciele kłębił się gniew. A jedyne czego teraz wypatrywał, były ślady krwi mogące naprowadzić go na Gabriela. Strzelając szatynowi w nogę i pozwalając mu ukryć się w lesie, chciał pokazać jak to jest, kiedy człowiek staje się ofiarą i ma minimalną szansę obrony. Chciał, żeby ten gnój poczuł to samo co czuła Mei, kiedy wyrządzał jej krzywdę. Tyle, że w tym wypadku miał zamiar pokroić to ścierwo na kawałki, a potem włożyć jego poszczątkowane ciało do worka i wrzucić do wody. To dopiero będzie sensacja... w każdej telewizji będą trąbić o tym jak to rasowy morderca, poszukiwany od roku przez policję, zostaje zabity, pokrojony i znaleziony w worku niesionym gdzieś z nurtem rzeki. Marco wszedł na leśną polanę. Buty i nogawki od spodni miał mokre od porannej rosy. Cały czas myślał tylko o tym jaką część ciała obetnie Maysonowi najpierw... - Gdzie się schowałeś sukinsynu...? - wycedził przez zęby, zaciskając w dłoni rączkę siekiery. Nagle usłyszał szelest. Spojrzał w stronę dobiegających odgłosów, lecz zobaczył tylko zająca, który wyskoczył z krzaków i uciekł w popłochu. Kierując swój wzrok za zwierzęciem dojrzał na trawie ślady krwi. Zmarszczył brwi i ruszył za tropem. Gdy znalazł się koło ogromnej sosny, gdzie zbiegały się krwiste plamy, wziął głęboki oddech i znów porozglądał dookoła. Przeklinając w duchu samego siebie, że dał się nabrać na zagranie Gabriela, oparł się o drzewo i przetarł dłonią spocone czoło. To była pierwsza i ostatnia chwila, kiedy pozwolił sobie na nieuwagę. Z pobliskich krzaków wyłonił się szatyn z ogromną gałęzią w dłoniach i rzucił się na Takedę. Zaskoczony brunet w ostatniej chwili odskoczył w bok, ochraniając się przed ciosem w głowę. Jednak gruby konar zakończony ostrymi szpicami, przeorał mu lewą rękę, rozszarpując skórę aż do mięsa. Marco w pierwszej chwili nie poczuł bólu, był tak wściekły, że od razu rzucił się na swoją ofiarę. Wziął zamach, celując siekierą prosto w szyję Maysona. Ostrze zaświszczało tuż nad czaszką szatyna, obcinając mu kilka włosów. Gdyby się nie schylił, zostałby już bez głowy. - Doigrałeś się gnido! - złodziej zamachnął się jeszcze raz trafiając przeciwnika w nogę. Gabriel upadł na ziemię, przeraźliwie wrzeszcząc. W jego prawej kończynie, tuż za kolanem, widniała wbita siekiera. - Ty popaprany oszołomie... – jęknął z wyrazem ogromnego bólu na twarzy. - Ja oszołom? A kto tu dopuścił się kilku zabójstw i gwałtów? W tym na mojej Mei? Pytam się ku*wa kto?! - Marco złapał za rączkę i pociągnął ją do siebie, wyjmując ostrze i zadając zranionemu mężczyźnie jeszcze większy ból. - Nie zabiłem tej dzi*ki! - Mayson warknął próbując zatamować krew dłońmi. - Ona nie jest dzi*ką sku*wielu! - brunet z wściekłością zaczął kopać leżącego na ziemi szatyna, który w żaden sposób nie mógł się bronić. Kolejny raz zamachnął się siekierą, kiedy nagle usłyszał strzał. Gabriel padł nieruchomo, a z jego głowy zaczęła wypływać krew. Takeda spojrzał przed siebie. W oddali ujrzał Dantego. Odsunął się na kilka kroków od ciała ofiary, nie spuszczając blondyna z oczu. - Tym razem nie spudłowałeś Lambert... - Rzadko pudłuję – chłopak zaczął zbliżać się do złodzieja – Z twoim bratem też nie miałem problemu. Jedyny kłopot jaki mam teraz na głowie, to ty... - przeładował broń celując prosto w jego głowę – Ale tę sprawę zaraz również rozwiążę. - Nie mieszaj w nasze porachunki mojego nieżyjącego brata. I nie myśl, że dam ci się zabić... - Marco powoli przesuwał się w kierunku wielkiej sosny – A skoro sam załatwiłeś Maysona, to również sam odpowiesz za jego śmierć. - Ciebie w to wrobię – blondyn uśmiechnął się wrednie – Strzelę ci w głowę, a potem wytrę pistolet i włożę ci do ręki. - Dobrze kombinujesz, ale nie tym razem – Takeda ukrył się za drzewem obmyślając szybki plan natarcia. - Nie uciekniesz mi! - Dante ze wściekłością zaczął biec w kierunku złodzieja. Kiedy wyciągnął przed siebie dłoń z bronią, brunet rzucił siekierę na ziemię i wyskoczył mu naprzeciw. Wykręcił rękę Lamberta, po czym strzelił mu w stopę. Mężczyzna upadł na ziemię, zwijając się z bólu. - Tym razem nie będę taki łaskawy jak ostatnio – Marco podniósł z ziemi pistolet blondyna, którą ten upuścił przy wystrzale – Ale nie będę również zniżał się do twojego poziomu – dodał oddalając się w stronę drogi przy której zostawił auto. - Takeda! - warknął Dante, ściskając się za krwawiącą kończynę. Brunet zatrzymał się. - Byłbym zapomniał... - odwrócił się i skierował w stronę drzewa, gdzie zostawił siekierę. Podniósł "narzędzie zbrodni" i oddalił się w kierunku auta – Dzięki stary. - Zapłacisz mi za to! - krzyczał blondyn – Przysięgam, że zapłacisz! ********* - Colin... - mruknęła Alia tuląc się do chłopaka. - Co tam? - spytał patrząc na jej rozanieloną buzię. - Ja tylko sprawdzam, czy mi się to nie śni... - westchnęła cicho, wpatrując się w jego niebieskie oczy. - Uszczypnąć cię, byś mogła się upewnić? - uśmiechnął się łobuzersko i skierował dłoń na jej pośladek. - Nie trzeba – zaczerwieniła się spoglądając na jego umięśnioną klatę. Przejechała po niej dłonią i z powrotem się zamyśliła. - Co ci chodzi po głowie aniołku? - spojrzał w jej fiołkowe źrenice, po czym zjechał wzrokiem wprost na jej dekolt. - Może to, co tobie... – położyła dłoń na jego twarzy zakrywając mu oczy. - Lubię patrzeć na ładne rzeczy – złapał za jej rękę i odsunął ją na bok. Alia usiadła na łóżku, obok Colina, wspierając się wygodnie na jego lewej nodze. - No to teraz masz lepszy widok – wyszczerzyła zęby we wrednym uśmiechu. - Faktycznie... - wbił wzrok w jej nagie ciało – Ale czy ty mnie czasem do czegoś nie prowokujesz? - Och... nie odważyłabym się... – jej palce wędrowały po jego torsie dotykając go delikatnie. - Spasuj mała – wyszeptał biorąc głęboki wdech – Okoliczności nie pozwalają mi w tej chwili na taką akcję jak przed chwilką... - Nie narzekaj... - odchyliła się lekko do tyłu – Inny by się cieszył... Nagle niebieskooki poczuł jak jedna z rąk dziewczyny wędruje wprost do jego krocza. - Ej, to nie w porządku... teraz nie mam jak się obronić... - O to chodziło – po raz kolejny uśmiechnęła się wrednie – A teraz bądź grzecznym chłopcem i poddaj się chwili... ********* - Może pan do niej wejść. Obudziła się przed chwilą – powiedział lekarz podchodząc do zmartwionego Takedy. Chłopak skinął głową, po czym wszedł na salę. Czarnowłosa wyglądała znacznie lepiej niż kilka godzin temu, co w pewnym sensie go pocieszało. Wmawiał sobie, że teraz już wszystko musi być dobrze. Mayson zginął i to nie z jego rąk, więc na pewno nie będzie go miał na sumieniu. A Dante zarobił od niego kulkę w stopę, więc chwilowo wyrównał rachunki. Teraz liczyło się dla niego zdrowie Mei i to jak zareaguje na wiadomość, którą musiał jej przekazać... - Skarbie, jak się czujesz? - spytał siadając przy łóżku i łapiąc dziewczynę za rękę. - Dobrze... - czarnowłosa zmusiła się do lekkiego uśmiechu – Nawet mogłabym powiedzieć, że znacznie lepiej niż ostatnio – delikatnie uścisnęła jego dłoń – Czemu masz zabandażowaną rękę? - To nic takiego maleńka, nie martw się tym teraz... Li Mei spojrzała na twarz bruneta i zauważyła, że coś go trapi. - Niedawno się obudziłaś i pewnie odczuwasz jeszcze skutki znieczulenia... - zaczął mówić. - No tak, pewnych części ciała jeszcze nie czuję – zażartowała chcąc rozładować narastające napięcie. Nie czuła się tak dobrze jak mu powiedziała, nie chciała go jednak bardziej martwić – Ale do czego zmierzasz kochanie? - Tyle rzeczy wydarzyło się od wczoraj... - spuścił głowę i zacisnął powieki tak mocno, że przed oczami pokazały mu się białe plamy – Bałem się, że cię stracę. - Ale ja żyję... i nie chcę pamiętać tego co stało się wczoraj... ty też nie powinieneś... - Jesteś wrażliwa, ale masz silny charakter... zupełnie jak twoja siostra... - przejechał dłonią po twarzy. - Marco... co się dzieje? - na twarzy czarnowłosej zaczął malować się niepokój. - Nie wiem jak to powiedzieć... - uniósł głowę i spojrzał na swoją ukochaną oczami pełnymi łez – Czemu nie potrafię być wystarczająco silny... – dodał zaciskając pięść. - Dlaczego ty płaczesz...? Wyduś w końcu z siebie co się dzieje, bo zaczynam się martwić... - Mei... chodzi o dziecko... musieli usunąć ciążę, by ratować twoje życie... - Ty... ty żartujesz prawda? - skierowała wzrok na swój brzuch, po czym nerwowo uniosła kołdrę. - Uspokój się... ja nie żartuję, dziecka nie ma... – próbował chwycić ją za rękę, lecz zaczęła mu się wyrywać. - Kłamiesz! - krzyknęła. Łzy skapywały jej z oczu wprost na pościel – Dlaczego mnie okłamujesz?! - Skarbie, proszę cię... - przysunął się bliżej by złapać ją za ramiona. - Nie dotykaj mnie! - wrzasnęła – Okłamujesz mnie... okłamujesz! Siedząca na korytarzu matka czarnowłosej, słysząc dochodzące z sali krzyki, pobiegła po pielęgniarkę. - Mei błagam, postaraj się uspokoić... – Marco nie wiedział w jaki sposób ma powstrzymać szarpiącą się na łóżku dziewczynę – Zrobisz sobie krzywdę, jesteś po operacji... – sam był tak roztrzęsiony, że ledwo się trzymał. Łez również nie udało mu się uniknąć. - Wynoś się! Kłamca! - biła go pięściami w klatkę piersiową. Po kilku sekundach do sali wbiegła siwa staruszka wraz z pielęgniarką. Kobieta w białym fartuchu złapała rozhisteryzowaną Li Mei za rękę i wbiła jej igłę ze środkiem usypiającym. Nie minęła chwila, kiedy czarnowłosa opadła na łóżko zapadając w głęboki sen. ********** - Jesteś pewien chłopcze, że chcesz jechać w takiej chwili? - Tak... lekarze powiedzieli, że reakcja Mei to najprawdopodobniej wina szoku... teraz będzie lepiej jak nie będę jej odwiedzał, więc chciałbym pojechać – Takeda spojrzał na szklane drzwi, za którymi spała dziewczyna, po czym skierował głowę na swojego rozmówcę – No chyba , że pan chciałby zostać przy córce, to poczekamy do niedzieli, aż wuj Dantego zjawi się w Bruegel. - Mojemu dziecku już nic nie grozi. Teraz potrzeba tylko czasu, by doszła do siebie – odrzekł staruszek. - Więc ruszajmy jak najszybciej – obydwoje skierowali się do głównego wyjścia ze szpitala. Kiedy znaleźli się na parkingu, wsiedli do auta i odjechali spod budynku. Jadąc w kierunku Prinston, Marco miał nieco mieszane uczucia. Zastanawiał się czy dobrze zrobił, zostawiając Mei samą w szpitalu. No, może nie tak całkiem samą, bo była z matką, ale jakby na to nie patrzeć, jego przy niej nie było. Teraz nie było również odwrotu. Może czarnowłosa dojdzie choć trochę do siebie i kiedy on wróci, będzie mógł ją swobodnie przytulić i powiedzieć jak bardzo ją kocha? Na pewno tak będzie. A kiedy załatwi jeszcze sprawę z Lambertem, to może nareszcie czeka spokojne życie razem ze swoim maleństwem. Tak, kiedy to wszystko się skończy postanowił, że ewidentnie się zmieni. Przestanie być złodziejem i zacznie na nowo układać sobie życie. Łatwe to do zrealizowania wprawdzie nie było, ale chciał być w końcu szczęśliwy. A dla szczęścia z Mei, był gotów poświęcić wszystko. - Nie jesteś głodny? - głos siwowłosego mężczyzny wyrwał bruneta z zamyślenia – Nie spałeś całą noc na pewno nic też nie jadłeś. Może zatrzymamy się gdzieś po drodze? - Może będzie lepiej zjeść na miejscu? Szkoda tracić cenny czas i nadganiać potem drogi – Marco uśmiechnął się sztucznie. - No dobrze. Zresztą masz rację – przytaknął mu staruszek – Zostało tylko pół godziny, więc wytrzymamy – poklepał chłopaka przyjacielsko po ramieniu. Takeda znów się zamyślił. Tym razem zastanawiało go co się dzieje w domu Tempertonów. Był ciekaw, czy Alia dotrzymała obietnicy i czy Colin nie wywinął kolejnego numeru. Biorąc pod uwagę, że kumpel – casanova mało kiedy się zabezpieczał, bał się czy historia z ciążą nie powtórzy się i w tym przypadku. O nie, tego byłoby już za wiele. Odgonił od siebie te myśli, zapewniając się, że wszystko jest ok i przez najbliższe kilka lat nie zobaczy Alii z brzuchem. Nawet nie wiedział, kiedy auto zajechało pod ogromną posiadłość w Prinston. Otrząsnął się z wszystkich niepotrzebnych w tej chwili przemyśleń i wysiadł z samochodu. Jego oczom ukazała się potężna, piętrowa rezydencja w korytarzach której można się było zapewne zgubić. - Chodź chłopcze – ojciec Mei odezwał się do wpatrzonego w budynek Marco – wuj Dantego już na nas czeka. Brunet ruszył za siwowłosym mężczyzną rozglądając się dookoła. Zapierało mu dech w piersiach, kiedy oglądał ten cały przepych. Gdy przechodzili przez ogromny ogród, jego uwagę zwróciło coś znacznie piękniejszego od wszystkich kwiatów jak się tam znajdowały. Tuż koło basenu przechadzała się wysoka, szczupła i seksowna dziewczyna o długich włosach. Kiedy go zauważyła, również spojrzała w jego stronę, posyłając mu gorące spojrzenie. - To właśnie córka Thomasa Lamberta – odezwał się staruszek widząc reakcję chłopaka – Emanuelle* to wredna osóbka. Radzę ci na nią uważać i trzymać się od niej jak najdalej. - Taki mam zamiar... - Marco przyglądał się jeszcze przez chwilę tej niebywałej ślicznotce, po czym wszedł do posiadłości. ********* *Miała wyglądać początkowo trochę inaczej jak niektórzy mieli okazję zobaczyć W ostatniej chwili się rozmyśliłam i zmieniłam jej postać. Myślę, że jest ładniejsza od tamtej Wybaczcie że nie dopracowałam zdjęć i jest ich tak mało, ale nie miałam zbytnio czasu na pstrykanie fotek. Jeśli znajdziecie jakieś błędy to oczywiście wymieńcie je w postach, nie sprawdzałam tekstu tym razem i mogą się tam pojawić, liczniej niż zwykle No i wiem, że ten odcinek jest denny. Ale ciągle boli mnie głowa ;o postaram się bardziej przy następnym.
__________________
Mój profil na WATTPAD
Ostatnio edytowane przez rudzielec : 25.09.2010 - 11:40 |
|
23.09.2010, 16:37 | #522 |
Zarejestrowany: 07.07.2010
Skąd: mmz
Płeć: Kobieta
Postów: 117
Reputacja: 10
|
Odp: Belle Rose
Odcinek jak zwykle idealny Mam nadzieje, że ta Emenuelle nie zabierze Marco Mei sprzed nosa ani Colina Ali
|
23.09.2010, 17:24 | #523 |
Zarejestrowany: 08.01.2006
Skąd: Dziwnowo
Wiek: 18
Płeć: Kobieta
Postów: 1,322
Reputacja: 26
|
Odp: Belle Rose
Ha! To było dobre! Nie Marco załatwił tego sk***, tylko Dante, więc Marco ma w sumie czyste ręce. Boję się tylko, czy Dante nie wywinie numeru - powie, że to Marco załatwił Gabriela... Ale cóż. Odcinek mi się podobał, ciekawe, co będzie dalej.
Nawiasem mówiąc, kiedyś napisałam opowiadanie, w którym dziewczyna spotkała na pozór miłego i na dodatek przystojnego gościa (coś jak Gabriel - ale raczej z wyglądu). Niestety facet okazał się erotomanem i zaczął się do niej dobierać. Ale nie był takim psycholem jak ww. i nie miał broni, zaś dziewczyna nie była w ciąży. Skutek był taki, że napastnik dostał niezłe lanie Co prawda później dziewczyna spotkała prawdziwego psychopatę, ale to już całkiem inna historia, jak mawiał Kipling. |
23.09.2010, 17:38 | #524 | |
Guest
Postów: n/a
|
Odp: Belle Rose
Napisałaś, że Marko strzelił Dantemu w piętę, a później że Marco podniósł pistolet, który upuścił blondyn. Troche się pomieszało Fajny odcinek. Już przypuszczam, co się zdarzy
Cytat:
Ostatnio edytowane przez yaoi fan : 23.09.2010 - 17:41 |
|
23.09.2010, 18:25 | #525 |
Guest
Postów: n/a
|
Odp: Belle Rose
Zawsze odcinek wtedy, kiedy muszę poczekać z czytaniem, nie? Czyli następny jutro?
Jeżeli Marco jeszcze raz zdradzi Mei, to Cie chyba zabiję! Wiesz o tym, prawda? Niezła cwaniara z Ali xD. Nadal jednak mam mieszane uczucia co do tej pary. A, właśnie, GDZIE MOJA MASAKRA? SIEKIERĄ MI OBIECAŁAŚ! Na razie tyle ode mnie |
23.09.2010, 18:51 | #526 | ||||||||
Guest
Postów: n/a
|
Odp: Belle Rose
Odcinek czytało się odrobinę ciężko, z powodu mojego humorzastego internetu, który postanowił nie wyświetlić części zdjęć. Praktycznie wszystkich, prócz jednego, nie reagował również na otwieranie linków w nowych kartach. Tak więc skupię się na tekście, a na zdjęcia rzucę okiem innym razem.
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Nie jest denny, ale i przecudowny również. Widzę tu taki spory kontrast pomiędzy nim, a tym, który opisywał to, co Colin i Alia robią, gdy są sami. W tamtym opisany został praktycznie tylko jeden wątek, tym dzieje się strasznie wiele rzeczy, skaczesz z jednego miejsca w inne - i dobrze. Chociaż odniosłam wrażenie, że był troszeczkę pociapany. No ale nic, rozwiązał trochę spraw, pociągnął akcję dalej i z pewnością da się go lubić. EDIT: O, o, o, są zdjęcia. http://i54.************/1se050.jpg - dziwnie ten las wygląda. Jakby drzewa lewitowały o.o Ostatnio edytowane przez Panna Lu : 23.09.2010 - 21:29 |
||||||||
23.09.2010, 19:02 | #527 |
Zarejestrowany: 10.09.2010
Skąd: z tamtąd, gdzie się mnie nie spodziewasz...
Płeć: Kobieta
Postów: 15
Reputacja: 10
|
Odp: Belle Rose
Odcinek jak zwykle super!!!!!
Czekam na następny... |
23.09.2010, 19:33 | #528 |
Administrator
Zarejestrowany: 17.01.2006
Skąd: z kabiny F-14 Tomcat
Płeć: Kobieta
Postów: 3,862
Reputacja: 15
|
Odp: Belle Rose
No trochę błędów było, ale inni na pewno Ci je wytkną . Ja tylko wytknę to, że stwierdzili, że nie będą marnować zbędnego czasu. Chyba chciałaś napisać cennego .
A już miałam nadzieję, że Marco wbije mu tę siekierę w kolano . Byłby ból i już by się nie ruszył . No cóż, było blisko. Powiedzmy, że zaliczam . Dobrze, że to Dante zabił tę gnidę. Marco ma przynajmniej czyste ręce. Obawiam się kuzynki Dantego i reakcji Marco na nią... Jestem pewna, że nie wprowadziłaś jej bez powodu. Biedna Mei. Co ona musi przeżywać... Alia i Colin- ci to tylko się miętoszą . Stop! On jest mój ! Czekam z niecierpliwością na kolejny odcinek i na bonus .
__________________
|
23.09.2010, 19:51 | #529 |
Zarejestrowany: 05.05.2009
Skąd: Najmilsze miasto.
Wiek: 26
Płeć: Kobieta
Postów: 773
Reputacja: 10
|
Odp: Belle Rose
Oh yeaah Nareszcie się doczekałam Cudnie po prostu , co do Ali i Colina ,fajnie , że Alia postanowiła być lekko niegrzeczna Ja bym się na jej miejscu nie lepiej zachowała... Dobrze , że Gabriela już nie ma a Dante oberwał. A ta laska.. podpisuję się pod tym co napisała bubelka.Jak Marco zdradzi Mei to się składamy na trumnę ;>. Ale ogólnie ,super,świetnie,extra jak ja to mówię
__________________
|
23.09.2010, 20:02 | #530 | |||
Zarejestrowany: 17.07.2008
Skąd: Łodź
Płeć: Kobieta
Postów: 1,408
Reputacja: 10
|
Odp: Belle Rose
Cytat:
Cytat:
Cytat:
A co do simki, to ładniejsza
__________________
|
|||
Tagi |
belle rose, colin, lofffu, rudzielec, vincent and marco, vorg |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
|
|