View Single Post
stare 30.12.2005, 20:24   #1138
Cocaine
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie

Zonguś, przepraszam, że tak długo

Część.. siódma
Lea była przerażona. Ledwie wyszła z hotelu już same nieszczęścia! Obróciła się delikatnie i zobaczyła nad sobą miłą twarz mężczyzny.
- Neil jestem - odparł i nie pytając o pozwolenie zasiadł na metalowym krzesłku obok i skinął palcami na kelnera. Miły chłopak w fartuszku przyszedł do ich stolika i wyciągnął z kieszonki notes. Po chwili skrobał na kartce zamówienie na dwie czekolady na zimno z pianką.
- A... co Cię sprowadza do mnie? - zapytała Lea w końcu zamykając notatnik z zarysem Sekwany i rosnącymi nad nią wierzbami. Położyła na wierzchu zestaw ołówków i zebrała łyżeczką piankę piętrzącą się na czekoladowych ambrozjach.
- Pięknie rysujesz. Nie widziałem tu nigdy artystki, oni zwykle chodzą nad Sekwanę - powiedział Neil i wziął do ręki notatnik nadal nie pytając o pozwolenie. Leę trochę wkurzała ta jego bezpośredniość, ale tak w ogóle to uważała, że jest całkiem niezły.
- Wiem, ale dziś jest już za zimno żebym tam poszła. Za pół godziny mam być w domu. - powiedziała. I tak skłamała, bo ludzie chodzili tu nawet w bluzkach z długim rękawem, ona miała na sobie golf i dżinsową kurtkę, będąc nieprzyzwyczajoną do ciepłego klimatu.
- Taa... jasne. Może wymienię czekoladę na gorącą? - zpaytał chłopak i podniósł jej wysoką szklankę.
- Nie, nie. Taka jest dobra. Trochę mnie orzeźwi - powiedziała dziewczyna i wyrwała mu napój. Pociągnęła trochę czekoladowych ambrozji przez słomkę i postawiła je na notatniku.
- Chyba musisz zwiewać. Zbliża się czternasta. - powiedział Neil i odszedł.
- Neil! - krzyknęła za nim ale odbiegł od stolika jak oparzony. Pozostały po nim ambrozje - i co gorsza niezapłacony rachunek. Nie, chwila. Zostawił pod swoją szklanką pieniądze. Dopiła spokojnie napój, zapłaciła kelnerowi i zebrała swoje rzeczy. Przechadzała się chwilę po moście, podziwiała płynącą dołem rzekę i poszła do hotelu.
- Jesteś nareszcie - powiedziała Natalia i ponownie włączyła przycisk włączający muzykę w walkmanie. Podrygiwała nogą do rytmu leżąc na swoim łóżku.
- Gdzie młode i rodzice? - zapytała Lea zaniepokojona ciszą w pokoju.
- Ach, nic takiego. Poszli się przejść tu obok, pewnie zaraz wrócą. - powiedziała Natalia i wyszła na balkon. Lea została sama, w obcym mieście, mało tego była przecież tu cała obca - nikogo nie znała poza tajemniczym Neilem. Usiadła na łóżku i wyjęła z torby pamiętnik. Znalazła w szafce opuszczony długopis, odkręciła zatyczkę i zaczęła pisać.
- Cóż tam skrobiesz? -zapytała ją Marta sadowiąc się w nogach jej łóżka.
- A takie tam. Nieważne. Idziemy na balkon? Mam jojo, możecie sobie rzucać.. oczywiście nie w ludzie proponuję. - powiedziała Lea. Pomysł okazał się lepszy niż przewidywała. Siostry po lekturze "Dzieci z Bullerbyn" starały się jak najlepiej odwzorowywać głowną bohaterkę - teraz wymyśliły, że w kartonie po porcelanowym aniołku będą sobie przesyłać wiadomości - karton zawieszony został na dwóch sznurkach.
- Dziewczyny, przemarzniecie - powiedziała mama i zgoniła obydwie do pokoju. Zaraz wigilia! Ależ się niecierpliwiły. Same nie wiedziały co ze sobą zrobić, rany, takich zniecierpliwionych to chyba jeszcze nikt ich nie widział... Mama wyciągnęła termos z barszczem i rozlała go do miseczek, wrzuciła kilka uszek ze specjalnego pojemnika, wyłożyła wszystkie przygotowane potrawy i zawołała wszystkich. Połamali się opłatkiem, w milczeniu zjedli kolację i doszło do corocznego sporu:
- Kto rozda prezenty? - Padło na Martę i Idę jak zwykle - dlatego, że najgłośniej się awanturowały.
- Lea! - krzyknęła Marta i podbiegła do siostry. Teraz będzie wyścig kto prędzej rozda swoje prezenty. Lea była zaskoczona. Od mamy dostała kilka płócien średniej wielkości, od taty komplet farb olejnych. Natalia zatroszczyła się o zapas terpentyny i lnianą ściereczkę do korekt wszelkiego rodzaju. Marta i Ida wysiliły się na anioła - patrona malarzy zrobionego własnoręcznie.
- To chyba najpiękniejsze święta jakie miałam... - szepnęła Lea i spojrzała na Paryż z wysokości. Ludzie siedzieli i jedli kolacje wigilijne - w każdym niemal oknie było zapalone światło. W tym samym momencie poczuła gulę w gardłe i wybuchnęła płaczem. Rodzina spojrzała na nią zdziwionym wzrokiem. To tak się cieszy z prezentów??
  Odpowiedź z Cytatem