View Single Post
stare 26.12.2005, 17:30   #1137
Zong
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie

Dlaczego od razu uciekła? W końcu jeszcze nie wiesz, co z nią zrobię...
No, to już ma murowaną karierę. Albo? Albo nie wiem. Poczekam, zobaczę. Pisz dalej, jest ciekawe. Fajne opisy

"Jak żyć?" Odcinek 6
Westchnęłam cicho. Koniec życia pod spódnicą matki. Hm, przykrótkiej zresztą.
Sprawdziłam, czy mam "rzeczy podstawowe", tj. chusteczki, mp3, komórkę. Miałam. Zaraz... Ja nie mam mapy! Nie wytrwam bez niej. Rzuciłam się do kiosku i kupiłam plan miasta. Pierwsza stówka naruszona.
Dwadzieścia minut później dotarłam na Krakowską. Tramwajem. Jak się okazało, moja dwójka, którą dojeżdzałam do szkoły, jechała na Krakowską. W drugą stronę. Teraz pokonać siebie.
-Przepraszam, pan tutejszy? - spytałam słodko.
-Tak. Pani nie?
-No cóż, ja mieszkam troszkę dalej. Nie znam tej okolicy. Bo wie pan, szukam pani Martyny... Łukomskiej - strzeliłam. Jeśli ciotka nie nazywała się Łukomska, to co?
Facet znał okolicę. Typowy sąsiad. Zna historię, uczucia, myśli...
-No chyba Malin. Martyna Malin, z domu Łukomska. Mieszkała tam, w tej ciemnej bramie, pod dwójką.
-Co się z nią stało?
-Na zawał. A jaka była bogata! Rozdzieliła wszystko między krewnych. Na przykład moją byłą żonę. Haniusiu, czemu... Oh, przepraszam cię. Do widzenia.
-Do widzenia - spojrzałam na faceta z zainteresowaniem. Szukują się ciekawe dni w tej okolicy. Z takimi mieszkańcami nie da się nudzić.
***
Weronika Łukomska weszła do domu. Chwyciła klucze. Chciała otworzyć zatrzask. Nie dało się. "Lina pewnie poszła do sklepu, czy koleżanki" - pomyślała Łukomska. Otworzyła górny zamek i zatrzask.
Rzuciła torebkę na ziemię i przyglądnęła się swojemu lustrzanemu odbiciu.
Ładne, błękitne oczy. Blond fryzura spięta do góry niebieską spinką. Twarz ładna, może śliczna. Mama Weroniki musiała być ciekawą kobietą. Wera znużonym wzrokiem spojrzałą niżej. No cóż, czarna, obcisła miniówka. Bluzeczka na ramiączkach w kolorze nieba, pozwalająca uwidocznić niektóre krągłości kobiety. Na to wszystko rzucony czarny sweterek, dla utrzymania temperatury. W końcu w kwietniu nie ma lata. Wera rozpięła włosy i przeczesała je. Rozebrała się do bielizny. Włożyła jeansy i bluzkę z szerokim dekoldem. Przyzwyczaiła się do wyzywającego wyglądu. Teraz koniec z tym. Łukomska zdjęła szpiliki i włożyła zwykłe, domowe kapcie. Jeszcze raz spojrzałą w lustro. Uśmiechnęła się.
-Teraz wyglądam jak prawdziwa, normalna kobieta. Koniec bycia *****ą! - krzyknęła.
Rozejrzała się po pokoju. Zobaczyła kartkę, zapisaną pismem Linki, jej córki.
-Alina Łukomska da sobie radę w życiu - przeczytała. Obróciła. Coś skreślonego. Chciała przeczytać, ale nie miała siły. Zakręciło jej się w głowie. Tak, jak wtedy, gdy była w ciąży. Szybko pojęła słowa swojej córki. - Lina, czemu tam? Dlaczego? Źle ci nie było... Wiem, czym to się skończy... Linka, wróć, wróć, proszę - szeptała cicho. Oparła się o szafkę i nie wytrzymała. Upadła na podłogę. Weronika Łukomska zemdlała.
***
Rozejrzałam się. Ciemna brama. Na górza obskórna tabliczka z napisem "Krakowska 18". Spojrzałam na niebo, jakbym ostatni raz w życiu była na polu. Westchnęłam. Nikt nie wchodził. Teraz albo nigdy. Popchnęłam drzwi wejściowe. Zaskrzypiały. W środku.... Och, środek, klatka schodowa była zaniedbana, brudna. Wszedzie były jakieś śmiecie. Zadzwoniłąm pod jedynkę, dla upewnienia.
-Dzień dobry - uśmiechnęłam się do stojącej przed mną kobiety - Obok mieszkała pani Martyna Łu... Malin, prawda?
-Tak.
-A jaka ona była?
-Zadufana w sobie i swoich pieniądzach bogaczka! Swego czasu wychowywała Werkę, to jeszcze była miła. Ale jak Wercia poszła...
-To pani Malin wygoniła Weronikę Łukomską.
-Nie, moje dziecko. Pokłóciły się o coś i Wera uciekła. Potem Malin stała się zimna... Teraz tam mieszkają córka jej siostry, Hanka, i dzieci Hanki. A skąd ty wiesz, co się stało z Werą?
Chrząknęłam.
-Jestem córką Weroniki Łukomskiej.
-O! To miło! Zatrzymasz się tu?
-Myślę, że tak. Na jakiś czas. Dziękuję pani za wszystko - chciałam powstrzmać kobietę, żeby nei zadawała pytań dotyczących mamy.
-Cześć. Wpadnij jeszcze kiedyś... Jak masz na imię?
-Alina.
-Wpadnij, Alinko.
-Do wiedzenia.
Zamknęła drzwi. Wpadnę, wpadnę, proszę pani. Podeszłam do dwójki. Szansa mojego życia. Początek przygody. Nacisnęłam dzwonek.
Usłyszłam kroki zbliżającej się osoby. Nacisnęła klamkę. Drzwi otworzyły się przede mną.

Ostatnio edytowane przez Zong : 07.01.2006 - 15:57
  Odpowiedź z Cytatem